Lubię cmentarze. Zwłaszcza żydowskie, ale te już z racji historycznych zainteresowań.
Same cmentarze lubię, bo tak jak żadne inne miejsca, bardzo mnie uspokajają. Panuje tam taka cisza i stabilizacja. Na cmentarzu wszystko jest takie zgodne, poukładane i ... życiowo mądre. Oni już nie mają zmartwień, problemów; ich już nic nie boli, nie uwiera. Są w takim stanie, którego im wielokrotnie zazdroszczę: mają święty, błogi spokój.
Gdy mam troski, problemy, mętlik w głowie, to właśnie to miejsce dodaje mi sił. Paradoksalnie. Siadam wtedy przy jednym ze znajomych mi grobów, zamykam oczy i delektuję się wspaniałą, tamtejszą ciszą. Słyszę co najwyżej lekki szelest brzozowych liści i strumień wody, która napełnia jedną z butelek bywających tam starszych, schorowanych kobiet.
Kiedyś chciałam tam siąść i najzwyczajniej w świecie poczytać książkę. Powstrzymałam się, bo wiem jak by inni to postrzegali: dziwaczka. A szkoda, bo to na pewno nie świadczy o mądrości i realnym podejściu do życia, tylko co najwyżej o strachu- przed śmiercią. Bo niestety rzadko kiedy o niej rozmawiamy, mimo iż, według mnie, powinniśmy. Śmierć jest taką samą częścią nas jak życie. Każdy w końcu umrze a unikanie tego tematu nas przed tym nie uchroni. Ja, w przeciwieństwie do wielu osób, lubię o tym rozmawiać. Nie chcę być nieprzygotowana, nieuświadomiona, a już w najgorszym wypadku wystraszona. Obawy na pewno będą, bo przecież zawsze boimy się tego, co nieznane. Najważniejsze jednak dla mnie będzie to, że wyjdę im naprzeciw. Ciągła "ucieczka" w niczym mi nie pomoże.
Może właśnie dlatego tak lubię cmentarze? Może tamtejsi ludzie pomagają mi się oswoić ze śmiercią i dają nadzieję, że nie jest ona gorsza od życia?
Paradoksalnie cmentarze lubię, a zmarłych ludzi się panicznie boję. Wtedy, gdy leżą w trumnie. Są tacy obcy i kompletnie do siebie niepodobni. Dlatego nie pożegnałam się z babcią i przez jakiś czas sobie to wyrzucałam. Gdy jednak przyszła do mnie we śnie, strachu nie było ani trochę. Ucieszyłam się, że mnie "odwiedziła". Czy bałabym się widząc ją w postaci zjawy? Nie wiem, ale na pewno bardzo bym się starała, by tak nie było.
Kirkut na Kazimierzu w Krakowie
A to popatrz, od zawsze lubię cmentarze. Są przepiękne. Nigdy się nie bałam i nigdy mnie nie przerażały. :)))
OdpowiedzUsuńJa też lubię cmentarze. Co roku jestem 1 listopada rano i wieczorem. Jeśli chodzi o żydowskie cmentarze to są wyjątkowe, nie sposób nie wyciągnąć aparatu i nie zrobić zdjęć. Tam jest jakaś taka aura, trochę straszna, trochę smutna.
OdpowiedzUsuńDla mnie cmentarz jest jakimś symbolem końca. NIe lubię tam chodzić, to zbyt przygnębiające.
OdpowiedzUsuńJa też im zazdroszczę spokoju...
OdpowiedzUsuńO, nie! Ja nie lubię,przypominają mi o moim końcu. A ja kocham Życie!
OdpowiedzUsuńCała kochana DD ;)
UsuńA wiesz, że ja też lubię cmentarze? Może to dziwne, ale idealne miejsce na rozmyślania, wspomnienia...
OdpowiedzUsuń