piątek, 9 sierpnia 2013

107. świat jest pełen chamstwa i łajdactwa

    Jakiś czas temu miałam specyficzny sen. Śniło mi się, że mój były chłopak, jeszcze z okresu studiów, przyjechał do mnie, by mnie przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Pamiętam, że poczułam się tak, jak już wiele lat się nie czułam- spokojna i bezpieczna. I sama osoba byłego, z którym się rozstałam ponad sześć lat temu, nie ma tu większego znaczenia. Nigdy nie będę żałowała, że nasz związek się rozpadł, bo życie z furiatem, czy momentami wręcz tyranem skończyłoby się z pewnością kompletną katastrofą. Nie zatęskniłam za nim, ale za moimi pierwszymi momentami, kiedy czułam się szczęśliwa i bezpieczna. Przeżywałam wtedy moją pierwszą, bezgraniczną miłość i niestety nigdy więcej czegoś takiego nie doświadczyłam. To za tym tak bardzo zatęskniłam. Do tego stopnia, że przywołałam taki a nie inny sen.
    Moment snu nie był przypadkowy. Poznałam niedawno chłopaka z mojej miejscowości, dobrego kolegę mojego kuzyna. Przystojny, wygadany i od pięciu lat w szczęśliwym związku. Rzekomo. Nigdy w życiu bym się nim nie zainteresowała, gdyby nie fakt, że on zainteresował się mną. I to bardzo. Smsy, spotkania, długie rozmowy. Sam o nie się dopytywał i sam zaczął często mówić, jaka jestem niesamowita i jak za mną tęskni, gdy się nie widzimy.. Nie było ani jednego słowa, czy też nawet gestu z mojej strony, przez który cokolwiek prowokowałam. Cały czas trzymałam zdrowy dystans i bez przerwy go upominałam, by mnie szanował i dobrze sobie wiele spraw przemyślał. Nie chciałam, by dla mnie rzucał dziewczynę, ale też wiedząc, że widuje się z nią raz na miesiąc, czy nawet rzadziej, nie mogłam tego ignorować. Myślałam, że jest na etapie rozpadu związku, więc tak jakoś... wciąż się z nim widywałam. Nie całowałam i nie przytulałam- żeby było jasne.
    Naiwnie wierząc i myśląc, że to jest skomplikowana, ale rozwiązywalna sytuacja wciąż go poznawałam. I co się okazało? Że Szymon (bo tak ma na imię) jest zwyczajnym chamem i prostakiem, a mi po raz kolejny prysła bańka z dobrym, pełnym miłości światem. Z dziewczyną się nie rozstanie, bo ma w życiu swoje zasady i zbyt mocny "kręgosłup moralny" (mój kuzyn sprowokował tę rozmowę, absolutnie nie ja). A w tym, że o mnie myśli, tęskni i cały czas ukradkiem dotyka nie widzi nic złego. Cieszy się przede wszystkim, że poznał tak świetną "koleżankę" i ma nadzieję, że nasze relacje się utrzymają. Byłam w szoku, gdy to usłyszałam, bo nie pamiętam kiedy miałam do czynienia z tak fałszywą osobą (!). Nie chodzi o mnie, bo ja sobie z tym wszystkim poradzę, ale o jego dziewczynę. Myśli, tęskni za inną, ją kompletnie zlewa i bez ogródek często mówi, że nie ma dla niej czasu (wiem od kuzyna). W tym czasie podrywa rzekomą koleżankę, którą po jednym piwie sprośnie komplementuje i próbuje się uwieszać na szyi. Gdy doszło do takiej sytuacji, tuż po rozmowie a propos jego "kręgosłupa moralnego", myślałam, że mu się wyrzygam na twarz. Dawno do nikogo nie czułam takiego wstrętu i obrzydzenia.
    Jak można być takim fałszywym chamem??? Do tej pory tego nie ogarniam... Na szczęście zaledwie kilka dni poświęciłam na tego prostaka, bo oczywiście zaraz po powyższej rozmowie ostro go postawiłam do pionu. Nigdy w życiu nie pozwolę na to, by ktoś mnie traktował jak zabawkę. Co on sobie do cholery myślał?? Że od czasu do czasu dam mu z braku rozrywki du..?? Nie krzyczałam, nie awanturowałam się, bo to kompletnie nie w moim stylu. Kilka konkretnych zdań w pięty i pan idiota od razu wiedział, gdzie jego miejsce. Znajomymi będziemy (nie chcę robić sobie wrogów z kolegów kuzyna), ale do podobnych sytuacji jak powyżej nigdy więcej między nami nie dojdzie.
    Wnioski najważniejsze z całej sytuacji: tytuł posta + wyrazy współczucia dla jego dziewczyny..
    Ps. Jutro spędzam czas z moją przyjaciółką, wreszcie przyjeżdża w odwiedziny. Od kilku dni chodzę smutna i przygnębiona permanentnie milczącym telefonem... Samotność jest do kitu i jutro mam zamiar ją uciszyć tańcem i odrobiną alkoholu. Bardzo tego potrzebuję.