niedziela, 10 sierpnia 2014

137. dla singli nie ma tu miejsca

     Byłam wczoraj na wieczorze panieńsko- kawalerskim. Alkohol, zabawa itp. klimaty. Nie piłam. Od jakiegoś czasu nie tykam alkoholu. Nie lubię i nie chcę i cieszy mnie fakt, że nikt nachalnie się temu nie sprzeciwia.
     Same pary. To najważniejsza rzecz jaką kątem oka zaobserwowałam. Kuzynów nie doliczam do singlowania: jeden żonaty (żona z dziećmi u rodziców) a drugi randkujący. I ja... kobieta po trzydziestce. Uśmiechnięta, niezależna- dla widzów, dla siebie przede wszystkim przeraźliwie samotna. "Misiek, podaj mi sok, kochanie nie wygłupiaj się tak, skarbie już przestań"- dookoła wyłapywane takie i tym podobne cytaty. I ja. Niczyje "kochanie", niczyje "skarbie"- tym razem bez myśli typu: to ostatni rok mojej samotności. Bo myślałam tak pięć lat temu, a póki co nic się od tego czasu nie zmieniło.
     Nie myślę o straconych szansach czy przegapionych "przystankach". Martwię się tym, że nikt tak naprawdę nigdy mi nie odpowiadał. Zawsze było jakieś "ale". Zdarzały się jednostkowe przypadki, gdy byłam gotowa bez zahamowań się zakochać jednak, jak na złość, to oni wtedy mieli "ale" wobec mnie. Pech. Straszny życiowy pech albo jakieś dziwne podłoże z dzieciństwa pt. "niemoc dotrwania do większych zażyłości". Coś na pewno, ale mało istotne skąd.
      Chcę pogodzić się z moją samotnością, chcę cieszyć się własnym życiem w pojedynkę, ale jak mam to zrobić, gdy wszędzie są takie przeszkody? Na wesele idą w parach, na wczasy wyjeżdżają co najmniej w parach (samotny wypad to porażka, a z innymi parami smutek i upokorzenie piątego koła u wozu...tak wiem, nie zawsze, ale mnie to niestety zbyt często dopada). Nawet mój wymarzony lot balonem jest tylko parami (!). Gdziekolwiek wychodzę wszędzie widzę liczbę 2. 1 to przekleństwo.
     A może widzę, bo chcę widzieć?... Nie jestem jedyną samotną osobą na tym świecie. Moja mama, moja kuzynka i wiele innych kobiet...mężczyzn nie biorę pod uwagę, bo oni zawsze mają łatwiej. Ile ja bym dała, by choć w takiej sytuacji być facetem. Bo on singlując nawet do 50-tki może być casanovą i bożyszczem kobiet, a ja co najwyżej starą panną, desperatką i kimś nad kim trzeba się litować.
     Uśmiechnięte, pewne siebie kobiety sukcesu i różnych pasji tak nie mają. Ale czy ja, małomiasteczkowa "trzydziestka" potrafię taka być? Nie wiem. Muszę spróbować, bo niestety nie mam innego wyjścia.
     Ps. Co z moim ostatnim "krzykiem" o zmiany? Coś się ruszyło. Nieznacznie, ale jednak. Oby ten mały kamyczek był jednym z wielu, które w końcu wywołają lawinę.

sobota, 9 sierpnia 2014

136. !!!

     Nie znoszę siebie za to tak bardzo ! Przychodzą momenty, kiedy mam ochotę wyrwać się z domu. Wsiąść na rower lub założyć upragnione łyżworolki i czuć na twarzy kojący powiew wiatru. Zamiast tego wciąż siedzę w domu- nad książką albo przed filmem i pozwalam by stres i przygnębienie zżerały mnie od środka. Kawałek po kawałku.
     Jestem jak główna bohaterka "Blue Jasmine" Woody'ego Allena. Bez przerwy udaję. Na rowerze nie byłam ani razu w te wakacje, łyżworolek wciąż nie kupiłam, a o jeździe konnej kolejny rok tylko marzę. Chcę gotować, zwiedzać, próbować, ale wciąż tylko chcę. Najlepiej przed "widownią". A naprawdę siedzę w domu i czytam. Szum wiatru za oknem, promienie słońca na stoliku a ja wciąż tu jestem. Tak ciężko mi się wyrwać i to zmienić samej. Tak ciężko mi jest przestać udawać bez czyjegoś wsparcia.
    Za to jestem wręcz na siebie wściekła ! Zaglądam bez przerwy na telefon, sprawdzam wiadomości na portalu randkowym i swój cenny czas pozwalam pożerać nerwom. A bo nie pisze, nie dzwoni, ciekawe co teraz robi i możliwe, że się już nigdy nie odezwie. To o kim mowa nawet nie ma znaczenia. Liczy się fakt, by to był ktokolwiek, bo jeśli się nagle pojawia częściej się uśmiecham, nawet promienieję, wychodzę z domu i prawie dosięgam marzeń. Nie znoszę siebie za to, że tak ciężko jest mi to zrobić samej ! Że emocjonalnie jestem uzależniona od mężczyzn. Że zjada mnie przygnębienie i tak łatwo powala na ziemię samotność. Przede mną drzwi do nowych miejsc i ludzi- każdego dnia! A ja potrafię tylko siedzieć i myśleć o kimś, kto prawie nie istnieje.
     To jest desperacja. Nienawidzę tego słowa, ale tak właśnie się dzisiaj czuję. Mam 32 lata i wpadam w panikę, bo wciąż jestem sama. Jest tyle spraw, które poza tym mają sens i wiem o tym. Jednak mimo wszystko nie potrafię, a przynajmniej jest mi tak ciężko samej do nich dotrzeć. Chcę to zmienić- od tak dawna, ale... no właśnie, wciąż jakieś cholerne ALE. Przekładanie wszystkiego z dnia na dzień, kolejna wymówka, kolejne "nie dziś". Całe moje wnętrze krzyczy ze złości i przerażenia jednocześnie !!! Wściekła na samą siebie. Bo przecież tak silna, a jednocześnie tak beznadziejna. BEZNADZIEJNA- powinnam to sobie wypisać na czole.
     Co mam zrobić, by przerwać wreszcie to błędne koło?? Minęła połowa wakacji, a ja nigdzie nie byłam i nic nie zrobiłam. Głupi remont mnie nie usprawiedliwia. Chce mi się ryczeć z tej bezsilności. Chcę wyjść i to wreszcie zrobię- teraz. Bo jeśli nie teraz, to Bóg mi świadkiem, że sama sobie zasłużę na wieczne samotne siedzenie w tych czterech ścianach. TERAZ !!!

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

135. po weselu i przed weselem

     Wesele sympatyczne, momentami zabawne i, co najważniejsze, w towarzystwie bardzo kulturalnej osoby. Rafał to poukładany, mądry chłopak, który chciał mi wynagrodzić ostatnie, dość niefortunne wesele sprzed roku i rzeczywiście mu się to udało. No może niekoniecznie z tańcem, bo w tym niestety nie ma talentu, ale wyluzowałam w tej sprawie i podeszłam do tego trochę żartobliwie, więc ostatecznie i ta kwestia była ok.
     Lubię go, naprawdę. Miałam spore obawy przed tym weekendem. Nie widzieliśmy się tyle czasu, ostatnie "spotkanie" było katastrofą. Na szczęście nie było tak źle. Niestety również nie było "rewelacyjnie", czy też jakkolwiek inaczej można określić przysłowiowe motyle w brzuchu... Lubię z nim rozmawiać, żartować. Lubiłam już smsowo. To naprawdę bystry a nawet żartobliwie- uszczypliwy facet ;-) Lubię jego towarzystwo, ale... no właśnie, co tym razem??? Jestem zła na siebie za coś, czego nawet niespecjalnie potrafię określić. Na myśl o powrocie do domu bałam się strasznie, że będzie chciał mnie pocałować, bo... nie mogłabym tej chęci odwzajemnić. Ani pocałunku ani nawet trzymania za rękę. Dlaczego? Nie mam pojęcia! Tylko jakoś tak mimo to..wciąż go lubię. Bo normalnie już bym nawet do tego nie była skłonna a ja go lubię i już. Jest dobry. W relacjach ze mną czasem ciapciowaty, ale mimo to dobry, zaradny, pracowity i mądry. Same zalety... a ja taka głupia.
    Nie będę o tym myśleć, bo i tak nic nie wymyślę. Za dwa tygodnie wesele mojej kuzynki i postanowiłam go na nie zaprosić. Jest kulturalny, więc bez obaw spędzę z nim czas w gronie mojej rodziny. Gdybym miała wychodzić za mąż za jego rodzinę, tak a propos, to zrobiłabym to bez wahania- tacy są sympatyczni :-) W tańcu jest trochę kulejąco, ale co tam...obrócę to znów w żart i będzie dobrze ;-)

piątek, 1 sierpnia 2014

134. zazdrość, której trzeba się szybko pozbyć

     Było coś, co mnie niesamowicie do Norberta- buraka przyciągało. Coś, co sprawiało, że z ochotą a nawet radością jechałam w jego rodzinne strony. To nie była przemiła mama, czy siostra, które widać, że mnie bardzo polubiły, ani też świeży, podwórkowo- wiejski klimat (mieszkam  w bloku, więc to dla mnie rarytas). Tą rzeczą była jego pasja. Fakt, że poza nią nie widzi świata do tego stopnia, że nie raz złośliwie określałam go jako tego, który ma motor zamiast mózgu; ale akurat nie w tym rzecz, co to jest, tylko fakt, że w ogóle jest. Jeden motocykl- szybki, niedawno nabyty drugi- crossowy; liczne zloty motocyklowe a nawet klub z niesamowitą, klimatyczną siedzibą. I Ci ludzie poznani na tzw. "balu motocyklistów", których łączy jedno, ale za to jak mocno. Norbert mógł mówić o motocyklach 24 na dobę- tak jest tym pochłonięty. I to sprawiało, że mimo wszystko w jakiś sposób mnie do siebie przyciągał; bo ma coś, co sprawia, że jego życie posiada określony cel i urok.
     Oczywiście nie zmierzam do koloryzowania jego osoby, co to to nie. Jest burakiem i nim zostanie- na wieki wieków Amen. Chodzi o to, że ten cały motocyklowy klimat, którego tam zaznałam do tego stopnia mnie fascynował, że wracając do domu najzwyczajniej w świecie czułam się w nim źle. A bo nudno, śpiąco...mało znajomych i ani trochę tak barwnie jak tam. Hobby..owszem, uwielbiam czytać książki, ale mimo wszystko wciąż mi czegoś brakuje. Zazdrość- tak nazwałabym reakcję na wioskę położoną 100 km ode mnie. Oj mnóstwo myśli się teraz kłębi w mojej głowie, obym ładnie i składnie umiała je tutaj przelać.
     Każdy powinien mieć jakąś pasję, hobby, a jeśli jej nie znalazł to powinien robić wszystko, by ją odszukać. To dzięki niej mamy cel, częściej się uśmiechamy, poznajemy ciekawych ludzi i sami też dowartościowujemy się faktem, że coś takiego posiadamy. Zamiast być zazdrosną o coś, co nie jest "moje" powinnam robić wszystko, by u siebie coś takiego stworzyć czy posiadać. Bo to musi być MOJA pasja, a nie CZYJAŚ, do której się "podczepiłam". Tego chcę, tego pragnę i do tego również, oprócz wyjścia do ludzi, dążę.
     Marzę o tylu rzeczach jednak problem polega na ich wyborze. Niestety należę do tego typu osób, który chciałyby robić wszystko naraz. Jest tego tak wiele, że sama nie wiem od czego zacząć.  A czas, jakby nie patrzeć, leci nieubłaganie i lada tydzień znów będę się żalić nad swoją beznadziejnością....bo sami znajomi owszem, pojawili się na chwilę, ale dziś znów się gdzieś zawieruszyli. I znów dobrowolnie zamknęłam się w dziupli echh..:/ Ileż to trzeba ciężkiej pracy, by po tylu latach izolacji wyrwać się z tego strasznego letargu. Wciąż się staram, ale jak widać za mało- muszę BARDZIEJ, a jeśli mam problem z wyborem to najzwyczajniej w świecie zacznę od początku ;-)
     Obecnie mam mały przestój- wesela. Jedno minęło, jutro kolejne, więc to jakieś wytłumaczenie. Co za ulga, że idę z kimś, kto pyta mnie każdego wieczoru o samopoczucie i każe wietrzyć mieszkanie po świeżym malowaniu futryn...:-) Ma na imię Rafał i posiada prawie 40 medali z maratonów. Mężczyzna z pasją, który zazdrości mi ilości przeczytanych książek ;-) Poznaliśmy się prawie rok temu, ale wtedy z różnych powodów nie wyszło. Nie jestem do końca pewna, czy jest w moim typie, ale na nic się nie nastawiam. Co najwyżej na świetną zabawę ! :-)