wtorek, 28 maja 2013

98. wypalam się?

     To nie przez tą pogodę, przecież we wcześniejsze słoneczne dni było podobnie. Wstaję do pracy jak na skazanie. Co chwilę odliczam godziny do końca. Na konkursy zerkam tylko ukradkiem, tematyczne rozmowy z kolegami "po fachu" omijam wielkim łukiem; o pomysłach na dodatkowe przedsięwzięcia nie wspomnę. Sprawy wychowawcze kompletnie mnie nie interesują, a przecież teraz właśnie powinny najbardziej.
     Po ostatnim dzwonku wybiegam stamtąd niczym wystrzelona z procy. Cieszę się, że wreszcie jestem w domu (nawet z tego powodu podśpiewuję), ale moja radość blednie, gdy przypominam sobie o leżących na biurku sprawdzianach. Do pracy mam 20 minut piechotą, a nawet dreptać mi się tam nie chce. Wyciągam samochód z garażu i myślę tylko o tym, jak przyjemnie będzie równie szybko wrócić..
    Lekcje też postawiają wiele do życzenia. Brakuje zapału, chęci i mobilizacji. Ostatnio nawet od biurka nie umiem się oderwać, bo mam siłę tylko na podytkowanie notatki i zadanie pracy na 45 minut.
    Gdzie się podziała ta uśmiechnięta i kreatywna nauczycielka? Co się stało z jej zawodową satysfakcją i niekończącymi się pomysłami? A może trzeba zacząć od tego, dlaczego tak się stało?
     Znudzenie, rozczarowanie czy może przepracowanie? Sama rozważam tych kilka opcji. W zeszłym roku tak ciężko pracowałam, tyle osiągnęłam i tyle poświęciłam, ale nawet słowa dziękuję nie usłyszałam. Czy to dlatego? A może dłuższy urlop kolegi z pracy i moje niedawne, tuż do odejścia klas maturalnych, trzydziestogodzinne wyczerpujące tyranie jest wszystkiemu winne? A może wszystko naraz? Sama już nie wiem.. Jedyne, co wiem na pewno to to, że nie znoszę tego stanu. Nie znoszę skwaszonej miny w pracy i ciągłej ucieczki od wszystkiego, co jest z nią związane. Nie znoszę swojego znużenia i to wieczne odliczanie do każdego dłuższego urlopu też mnie już cholernie męczy..
    To trwa co najmniej jeden semestr i marzę o tym, by się wreszcie skończyło. Tylko tak strasznie trudno mi to zwalczyć... co mam zrobić, by zrzucić z siebie tą ciężką, przesłaniającą moją pracę skorupę? Pomóżcie proszę..
   

poniedziałek, 27 maja 2013

97. pytanie

     Czas najwyższy coś w końcu napisać. Nie zwlekałam z tym celowo tylko po prostu nie wiedziałam, co mam konkretnie Wam powiedzieć. Oczywiście chodzi o Norberta. Wszystko jest w porządku, nic złego się nie stało, ale też nie ma nie wiadomo jakiej sielanki. Dziś wiem, że to dobrze, bo jeśli coś się za szybko i za pięknie zaczyna, to potem równie szybko się kończy.
     Wciąż mamy ze sobą kontakt, wciąż piszemy i się co jakiś czas spotykamy. Był u mnie i nawet rozmawiał z moją mamą ;) Swojej również się pochwalił, że poznał fajną i bystrą dziewczynę ;) Ale... nie jesteśmy parą. Nic w tym niepokojącego jeśli dodam, że jeszcze ;) Po prostu całe te nasze relacje przebiegają na zasadzie małych kroczków. Nie ogłaszamy wszem i wobec nagłej przeogromnej miłości, tylko spokojnie, systematycznie się poznajemy. I nie jest z tego powodu absolutnie nudno. Delektujemy się każdą małą chwilą- tak bym to nazwała ;)
     Fakt, że Norbert nie nazywa mnie swoją dziewczyną jakiś czas temu mnie niepokoił. Bałam się, że może traktuje mnie jako przelotną znajomość i wiele różnych negatywnych myśli przychodziło mi z tego powodu do głowy. W końcu nie wytrzymałam i go o to zapytałam. "Kim dla Ciebie jestem?"- wydusiłam przedwczoraj. I tak myślałam, że odruchowo zareaguje negatywnie, bo od razu rzucił, że wie co chcę usłyszeć. Nie, nie chciałam by mi mówił, że jestem jego dziewczyną. Na to jest raczej za wcześnie, bo przecież ile razy się widzieliśmy? Cztery, pięć? W tym w większości przypadków w klubie, gdzie ciężko o spokojną rozmowę. A setki sms-ów nie zastąpią konwersacji twarzą w twarz. Chciałam po prostu by był szczery i wiem też czego NIE chciałam usłyszeć- że jestem jego koleżanką.
     Wyjaśniłam mu to wszystko i dodatkowo dodałam, że pytam go o to również dlatego, ponieważ w niektórych sytuacjach odczuwam, że podchodzi do mojej osoby jak do stereotypowej, dość negatywnie postrzeganej kobiety. Nie uważam się za wyjątkową, ale też nie jestem typem dziewczyny, która ogranicza faceta, robi mu awantury o kolegów itp. sprawy. Bardzo szanuję czyjąś przestrzeń, bo sama chciałabym by ktoś szanował moją. A on.. no cóż. W niektórych sytuacjach zachowuje się  jak "wystraszony" i też kilka razy zdarzyło mu się, bez pytania mnie o zdanie, zakładać coś a propos mojej osoby jako pewnik. I oczywiście się mylił.
    O wszystkich moich powyższych obawach mu powiedziałam i zaraz po tym zauważyłam, że Norbert przestał się "spinać" (odrzucił na bok myśli typu: "Acha..chce coś na mnie wymusić") i mi odpowiedział. Nie może powiedzieć, że jestem jego dziewczyną, ale też na pewno nie jestem jestem jego koleżanką, bo do żadnej koleżanki nie ma takiego stosunku jak do mnie. I to mi w zupełności wystarczyło. Naprawdę :) Norbert to naprawdę rozsądny chłopak. Co ja mówię- dorosły facet. Nigdy nie mogłabym od niego oczekiwać, że zachowa się jak piętnastolatek i po dwóch spotkaniach z różami w ręku wyzna mi dozgonną miłość. To absolutnie nie ten typ. To doświadczony mężczyzna, który też swoje przeszedł i na różne kobiety w życiu się natykał. Ostatniej nie pamięta pozytywnie, więc nie ma się co dziwić, że jest taki ostrożny.
   Ryzykowałam, że go spłoszę tym pytaniem, ale na szczęście wszystko dobrze się skończyło :) On obiecał się postarać odsunąć na bok stereotypy i skupić się maksymalnie na tym, by mnie poznawać bez uprzedzeń, a mi ulżyło, że jednak coś dla niego znaczę. Generalnie... to głupia bym była tego nie widząc ;) Po tej rozmowie, która przeczyściła atmosferę u nas obojga zaczęłam się temu jeszcze bardziej przyglądać. Słowa, gesty, to jak na mnie patrzy.. fakt nieopuszczania mnie na krok, nawet przy obecności grona jego kolegów. Zazdrość o mężczyzn, którzy zbyt długo na mnie zerkają, pierwszy telefoniczny odzew każdego dnia. Gdybym trochę pomyślała, powstrzymałabym się od tego niepotrzebnego pytania ;) Norbert, tak jak większość facetów, nie jest zbyt wylewny, ale za to swoje uczucia okazuje na wiele innych, czasem pokrętnych sposobów :)
    Ale mimo wszystko nie żałuję całej tej szczerej rozmowy. Powiedziałam mu o tym wszystkim, co mnie boli a i on zaczął inaczej na mnie patrzeć. Powiedział, że nigdy w życiu nie spotkał kobiety, która tak szanuje jego pracę, znajomych i generalnie jego wolną przestrzeń jak ja. Po tym stwierdzeniu tak mu oczy zaczęły świecić w moją stronę, że już do końca spotkania mu tak zostało ;) Na drugi dzień już z rana miałam smsa ;) Oj mądra czasem ze mnie dziewczyna ;))
    Ostatni, poważniejszy wniosek na koniec: mimo wszystko też nie mam zamiaru czekać bez końca. Nie chcę dopuścić do sytuacji, gdy chłopak przyzwyczaja się do faktu stałej obecności nie koleżanki/ nie dziewczyny. Kiedyś w końcu powinniśmy się stać parą (jeśli oczywiście wszystko dobrze się ułoży) i myślę, że moje urodziny to odpowiedni moment na to, bym mogła to odczuć. 10. lipca. Poczekamy zobaczymy ;)
    

sobota, 11 maja 2013

96. uda się, czy się nie uda ? oto jest pytanie...

     13. kwietnia- dokładnie tego wieczoru poznałam Norberta :) I nie będę już o nim dłużej milczała, by nie "zapeszać", bo jeśli ma się nie udać to i bez tego tak się stanie prawda?
     Wieczór jak każdy inny, nawet w sumie mniej specjalny niż wiele poprzednich. Wybrałam się z grupą znajomych do mojego ulubionego klubu, ale impreza o dziwo nie była nadzwyczaj udana. Sami znajomi w trójkę się gdzieś zapodziali; i mnie to nie dziwiło i nie przeszkadzało, bo zabrałam ich ze sobą po raz pierwszy i najpewniej po raz ostatni. Nic złego się nie stało, wszystko było ok. Po prostu nie łączą nas aż takie zażyłości, żeby bez przerwy, w taki czy inny sposób, spędzać ze sobą czas. Koniecznie chciałam jechać do klubu, a że stali towarzysze imprez się powykruszali, to zabrałam właśnie tych.
     Zostałam ja i Marcin- mój od wielu wielu lat dobry kolega. Ludzi było o dziwo niewiele, muzyka taka sobie i tak się szwędaliśmy na zmianę po wszystkich salach. Pamiętam, że przez to ciągłe "łażenie" śmialiśmy się, że następnym razem przyjedziemy z kijkami ;))
     Impreza szybko dobiegała końca, bo późno przyjechaliśmy. Gdy weszliśmy po raz kolejny na największą salę, naszła mnie ochota, by potańczyć. Kręgosłup mnie bolał od tego ciągłego stania i truptania na zmianę, więc pewnie dlatego ;) Marcin został przy barze, a ja stanęłam na granicy parkietu, by się trochę "pobujać", wiadomo, jak to teraz wygląda ;) No i wtedy zaczęli mnie zaczepiać znajomi Norberta, jak się potem zresztą okazało. Robili to w sposób wyjątkowo nieudolny, czy wręcz wieśniacki, ale na szczęście nie chamski. Mimo wszystko jednak żaden nie przykuł mojej uwagi na dłużej, bo byli na to zdecydowanie za młodzi, za głupi i zbyt pijani- nazywając rzeczy po imieniu ;) Nie należę do kobiet, które podrywa się na płytkie teksty i gesty, ale tego to akurat się chyba domyślacie. I wiecie również, że tego typu "podryw" w 95 % funkcjonuje w klubach- niestety :/
     Norbert początkowo cały czas tańczył. Od razu zwróciłam na niego uwagę, podczas gdy jeden z jego kolegów nieudolnie mnie zagadywał. Generalnie kręcili się wokół mnie jak pszczoły przy ulu. Ja jednak zamiast zainteresowania odpłacałam im ukradkowymi spojrzeniami w stronę chłopaka, który, jako jedyny, wydawał się...po prostu normalny :) I normalny i przyciągający w jakiś sposób- może zresztą właśnie dlatego. Spodobał mi się- mówiąc najprościej :) I o dziwo nie miał super odjechanej fryzury, modnego t-shirta i markowych spodni. Nawet wręcz przeciwnie, bo nie wszystkie elementy jego ubioru były w moim typie. Po prostu miał w sobie to coś. Ciepło? Iskierkę? No przecież wiecie ;)
    Już nie pamiętam, jak to się stało, że zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Chyba przepraszał za nachalność swojego znajomego, ale dokładnie nie potrafię powiedzieć. Pamiętam natomiast, że gdy już zaczęliśmy, nie mogliśmy przestać :) Mieliśmy tyle wspólnych tematów, zainteresowań, czy nawet dziwnych upodobań, że aż sami się sobie dziwiliśmy. W sumie dziwimy się do tej pory ;)
    Przy samej "wstępnej" rozmowie od razu wyczułam, że mam do czynienia z kompletnie innym facetem, niż takimi jakich najczęściej można spotkać w klubach. Kulturalny, uśmiechnięty, nie pijany (!), w każdym geście i słowie szanujący moją osobę. Domyślam się też zresztą, że sam również zauważył, że różnię się od typowych "dyskotekowych" kobiet. Nie będę opisywała, jak tamte się zachowują i wyglądają, bo to chyba oczywiste.
    Długo nie rozmawialiśmy, bo trzeba było zmykać do domu, ale wystarczająco, by mógł zapytać mnie o numer ;) Wracając już do domu naprawdę cieszyłam się, że go poznałam :) Oczywiście jemu nie mogłam tego powiedzieć, ale wam tutaj- między nami kobietami;) -mogę to zdradzić ;)
    Dziś wciąż mamy ze sobą kontakt i wiem już o nim zdecydowanie więcej, niż po pierwszej rozmowie. Norbert jest ode mnie dwa lata młodszy i mieszka 90 km od mojej miejscowości. Pierwsza sprawa bardzo optymistyczna (bo wierzcie mi, w klubach coraz trudniej jest spotkać kogoś powyżej 25 roku życia...), druga niekoniecznie. Zapowiadało się, że to może być jakiś problem, ale wydaje mi się, że na obecną chwilę to już nie ma większego znaczenia. Jesteśmy dorosłymi, pracującymi i mobilnymi ludźmi, więc bez przesady ;)
    Od tamtego czasu spotkaliśmy się jeszcze dwa razy- w sobotę w tym samym klubie. Ktoś zapyta: ale dlaczego tylko dwa razy i dlaczego tylko w klubie? Odpowiedź jest prosta: bo nie mamy po 15 lat i nie "rzucamy" się z rozmachem na nowo poznaną osobę. Co nagle to po diable i każdy wie, że im szybciej się coś zaczyna, tym szybciej się to kończy. Oboje jesteśmy zwolennikami przemyślanych gestów i kroków i po prostu jesteśmy ostrożni. Wiem, klub to nie najlepsze miejsce na randki, ale to akurat wypadło przypadkowo. Jego, jak i moi znajomi akurat się tam wybierali, więc to była po prostu okazja, by się zobaczyć. Ostatnim razem Norbert najprawdopodobniej specjalnie przytachał znajomych do tej konkretnej dyskoteki, by móc się ze mną zobaczyć, ale to spostrzeżenie również postanowiłam zachować dla siebie ;)
     A jak to teraz między nami wygląda? Jesteśmy ostrożni, ale też nie nudni ;) Przy pierwszym pocałunku zapomnieliśmy o bożym świecie, taka jest między nami niesamowita chemia.... Bez przerwy razem tańczymy i śmiejemy się z wielu rzeczy do łez. I naprawdę bardzo dobrze się rozumiemy :) Świadczy o tym chociażby liczba wzajemnie wysyłanych smsów, których na dzień dzisiejszy jest dokładnie....2073 (!). Odkąd się poznaliśmy nie ma dnia, byśmy choć przez chwilę w taki sposób ze sobą nie rozmawiali. Często są dni, kiedy po prostu robimy to od rana do wieczora ;)) Aaa i oczywiście on zawsze pisze pierwszy ! ;>
     Czuję się z tym wszystkim momentami, jak mała dziewczynka- naprawdę! Jest w tym tyle świeżości, optymizmu i co najważniejsze: zaufania i tolerancji. Norbert nie jest typem faceta, który mi zrobi awanturę z powodu wieczoru spędzonego ze znajomymi. Sam jest wręcz uczulony na kobiety zakazujące facetom spotkań z kumplami, więc i wobec mnie w taki sposób na pewno nie będzie się zachowywał. Generalnie to jest taka nasza najważniejsza, wspólna cecha. Jesteśmy rozsądni, wyrozumiali i będąc z kimś chcemy jednocześnie wciąż normalnie funkcjonować. On początkowo mówił, że się boi związków, ale gdy zauważył, że mamy ich podobną "wizję" już więcej takich obaw od niego nie usłyszałam ;)
     Z powodu wyjazdowego majowego weekendu nie widzieliśmy się już dwa tygodnie i muszę się przyznać, że.. tęsknię za nim. Od kilku dni nawet marzy mi się, by mnie wreszcie tak naprawdę mocno przytulił.. O kurde, ale wpadłam ;P Ale spokojnie, spokojnie wszystko jest pod kontrolą ! Wciąż jestem tą samą, bystrą i rozsądną dziewczyną, która przy nawet najpewniejszej sytuacji będzie miała oczy szeroko otwarte. Za dużo przeszłam i zbyt wiele razy się zawiodłam, by móc bawić się w naiwność i sen na jawie. Wciąż wierzę w miłość, ale też nie tworzę jej tam, gdzie jej nie ma.
    Ważna decyzja na dziś: nie wybieram się do dyskoteki. Wieczory z Norbertem w takich miejscach były naprawdę przemiłe, ale tego na chwilę obecną już nie chcę. Najwyższy czas na kolejny krok i mam nadzieję, że on również tak uważa. Lada godzina się okaże ;)
     Ps. O niespodziewanym napotkaniu niepożądanej osoby i jej durnym zachowaniu podczas jednego z naszych wspólnych wieczorów z Norbertem pisać i tym razem nie będę. No bo nie chcę psuć tak przyjemnego i pozytywnego posta. Nie chcę, by cokolwiek przyćmiło moją radość :) Dlatego i tym razem odłożę to na raz następny ;)