piątek, 13 lutego 2015

164. święto tynkarzy

     Jutro święto tynkarzy- tak słyszałam ;P Z P. Walentynek jako tako nie obchodzimy. Komercha, interes dla sklepów, przesyt badziewiem itp. głupoty. Ale z drugiej strony to zawsze powód, by z tym walczyć i praktykować przytulanie itp. okazywanie miłości przez cały rok !
     Czekoladki i kartka to będzie dobry, minimalistyczny gest. O ważniejszym pomyślimy za kilka dni, kiedy to mija dokładnie pół roku odkąd jesteśmy razem.. :-)

poniedziałek, 9 lutego 2015

163. piszę

     
     Miło siedzieć w przytulnym mieszkaniu, gdy za oknem tyle śniegu i mrozu jednocześnie. Wciąż pomieszkuję u P. Nie "bywam", "zaglądam" czy "odwiedzam", bo moich rzeczy na dłużej jest tu coraz więcej. Jestem u Niego prawie tydzień i mimo uciążliwych momentów "docierania się", wciąż jesteśmy tu razem.
     Pracę dyplomową miałam pisać. Nie udało mi się nawet jednego zdania. I nie będę się tym stresować, chociaż dziś już na pewno coś z tym fantem zrobię. Zaczął się drugi tydzień ferii i nie mogę sobie pozwolić na odwlekanie tak ważnej sprawy bez końca. A więc piszę. Robię kawę, siadam i piszę.
    Ps. Widok za oknem średni. Ale gdyby nie śnieg byłby jeszcze gorszy..tak jest zdecydowanie przyjemniej :-)

czwartek, 5 lutego 2015

162. dobrze mi jest

     Miało być energicznie, z maksymalną dyscypliną i chęciami do działania. Posprzątałam, zrobiłam zakupy, poplanowałam a praca dyplomowa wciąż leży odłogiem... Chciałam się pocieszyć "niepisaniną" innych osób z seminarium, ale niestety nikt, poza mną, nie może się pochwalić tak marnymi efektami. I wiecie, co w tym wszystkim jest najbardziej niepokojące? Fakt, że jakoś specjalnie się tym nie przejmuję.
     Bo dobrze mi jest. Ogarnęłam mieszkanie P., zrobiłam zakupy i czekam aż mój luby wróci z pracy, by móc zaserwować pyszny obiad. Z pisaniem pracy dyplomowej wciąż nie wyszło, nawet książki o dziwo nie ruszyłam. Ale jestem tu dopiero pierwszy dzień, a same ferie trwają dopiero pierwszy tydzień.
     Od małego poślizgu jeszcze nikt nie umarł. Egzaminy zdałam na piątki, wszystkie zaliczenia zebrałam, więc obecny stan rozleniwienia nie jest taką tragedią. Odpocząć musiałam, a że pracę wyślę kilka dni później niż zamierzałam, to już nie takie straszne zmartwienie.
    Zaniedbałam z leksza kilka obowiązków z powodu spędzania czasu z P. Tak ostatnio zauważyłam.. Ale jak to powiedziała moja dobra znajoma: "W życiu nie zakochujesz się co tydzień", więc nie róbmy tragedii ;-)
    Siądę, napiszę i odbiorę ten dyplom. Jutro będzie na to dobry dzień :-)

wtorek, 3 lutego 2015

161. przyszłość spotyka się z przeszłością

     Miałam wtedy 18 lat. Praktycznie w każdy weekend byłam na jakiejś dyskotece. Prawie zawsze na tej samej, ale sporadycznie odwiedzałam również inne. Jedną z tych "innych" była dyskoteka przy miejscowości, w której mieszka P. Tam poznałam chłopaka, który się we mnie zakochał- niestety bez wzajemności i bezskutecznie cierpliwie czekał aż zmienię zdanie. Byłam z nim nawet na studniówce, a wiele lat po naszej znajomości ( z hukiem zakończonej, jak można się było spodziewać), ogromna maskota z rogami (prawdopodobnie renifer) bez przerwy mi o nim przypominała.
   Było minęło. 14 lat temu, więc naprawdę zamierzchłe czasy.
   Chłopak był wysoki, postawny i nawet przyjemny z aparycji. Więc jakież było moje zdziwienie, gdy spacerując 2 miesiące temu po miejscowości P. natknęłam się na tą moją dawną "znajomość" i to niestety w osobie otyłego, niechlujnego faceta. Nie poznał mnie, a ja jego ledwo. Nie spodziewałam się, że z zadbanego i pachnącego mężczyzny zmieni się w takiego wieprzka..:/ Przynajmniej żonę ma ładną- tak myślę. Szła za nim z dwójką dzieci.
   To nie koniec historii, bo spotkanie przyszłości z przeszłością nastąpiło tak naprawdę w tamtym tygodniu. P. miał kolizję. Uderzył w zderzak faceta, który był kompletnie nieskory do porozumienia i trzeba było wzywać policję. Gdy przy rozmowie telefonicznej wspomniałam kuzynce o napotkanej niedawno starej znajomości, P. skojarzył, że tak właśnie nazywał się właściciel uszkodzonego przez niego samochodu. Rozdziawiłam buzię ze zdziwienia... Przecież miejscowość P. liczy prawie 15 tysięcy mieszkańców! Jak to możliwe, że uderzył akurat w ten samochód?? Samochód jedynego faceta, z którym się z tej miejscowości 14 lat temu spotykałam.. Jeśli to zbieg okoliczności, to jest naprawdę wyjątkowo nieprawdopodobny. Myśląc o tym wciąż nie dowierzam..
     Oczywiście wyjaśniłam P. kim jest "nieznośny" facet. Nic szczególnego, jednak P. przyjął to chyba równie nieprawdopodobnie jak ja ;-) Dzięki temu i tym podobnym historiom uważam, że nasze losy niejednokrotnie zataczają kręgi.