sobota, 28 lipca 2012

40. nadzieja niezmienności życia

     Jakiś czas temu złapałam się na tym, że nie byłam pewna, czy mój dalszy wujek żyje. Ciocia umarła lata temu, ale czy wujka też już wśród nas nie ma?- nie umiałam na sto procent powiedzieć.. Starałam się sięgać do najdalszych zakamarków mojej pamięci, by móc odnaleźć odpowiedź na to pytanie, ale bezskutecznie. Oczywiście do moich dość niespotykanych rozterek nikomu się nie przyznawałam, bo prawdopodobieństwo oburzonej reakcji kogokolwiek z rodziny było zdecydowanie za duże.
     Odpowiedź wreszcie odnalazłam i to w sposób najpewniejszy- na cmentarzu. Stanęłam osobiście przy grobie cioci, wujka i ich swego czasu tragicznie zmarłego syna. I nie byłam pewna, co do obecnego wujkowego "stanu" z racji braku szacunku, czy jakiejkolwiek formy lekceważenia Go. Po prostu zawsze, odkąd pamiętam, był nieodłączną częścią rodzinnej miejscowości mamy, dziadka i zakorzenił się w mojej głowie w tej perspektywie do tego stopnia, że do dziś się tam znajduje. Przyzwyczajenie? Przywiązanie? Nie jestem do końca pewna jak ten stan nazwać.
     Dziś znów się na tym złapałam. Słuchałam jednej z moich ulubionych piosenek Whitney Houston i w pewnym momencie z przerażeniem stwierdziłam, że przecież ona nie żyje (!) Oczywiście o jej śmierci wiedziałam, swego czasu, od razu, jednak jakoś tak nie do końca widocznie to do mnie dotarło..
     A co jeśli ktoś kiedyś o mojej śmierci zapomni? Jeśli będzie miał podobne odczucia do moich to chyba się tylko cieszyć ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz