czwartek, 12 lipca 2012

35. trzeba się szanować

  Znowu grzmi. Lato kojarzy mi się przede wszystkim z burzami i cykaniem świerszczy przed zaśnięciem.
     Tak sobie myślę... a raczej sobie przypomniałam, że Pani wicedyrektor nie złożyła mi,  tuż przed poczęstowaniem wszystkich tortem, urodzinowych życzeń. Celowe? Duże prawdopodobieństwo.
     Nie lubię mieć wrogów gdziekolwiek, ale z drugiej strony nigdy więcej nikomu nie pozwolę sobą pomiatać. Zrobiłam to raz- pierwszy rok po studiach, w pierwszej pracy i na pewno to się więcej nie powtórzy. Nie ubliżali mi, ale maksymalnie wykorzystywali. Tu stało się na odwrót. Któregoś pechowego dla niej dnia, podeszła do mnie na okienku i odezwała się gorzej niż do psa. Nie pamiętam o co chodziło i jak dokładnie brzmiały te słowa, bo to już dzisiaj nieistotne. To nie był jej pierwszy raz w stosunku do mojej osoby i ten kolejny sprawił w końcu, że dopuszczalna granica pękła i powiedziałam dość: "Jeżeli Pani nie zna podstaw kultury osobistej, to proszę następnym razem kogoś wysłać, zamiast przekazywać mi tę informację osobiście".
     Kolega z pracy mówi, że to nie jest zła kobieta, tylko samotna. Ma 50 lat, wciąż jest sama i najbardziej, co mi w niej imponuje, to zwiedzanie co roku najdalszych zakątków świata. Uczyła mnie kiedyś polskiego i kiedyś bardzo bardzo ją szanowałam, głównie z racji faktu, że ona szanowała i doceniała nas. Sytuacja się diametralnie zmieniła, gdy zaczęłam z nią pracować. Okazało się, że w relacjach zawodowych zdarza jej się "co poniektórych", z racji zajmowanego przez siebie stanowiska, traktować wyjątkowo z góry. Ani samotność, ani żadna inna "ułomność" jej, według mnie, nie tłumaczy, bo nikt nie ma prawa komukolwiek, z jakichkolwiek powodów ubliżać.
     "Co poniektórych" to też specyficzna kwestia. Dla Karoliny, która ma męża prawnika jest miła, dla Agnieszki, która ma własną firmę podobnie, a Julicie, która przyjeżdża do pracy mercedesem za prawie sto tysięcy złotych już wyjątkowo włazi w dupę. Już dawno przestałam mówić, że wszystko w życiu widziałam i nic mnie nie zaskoczy. Przecież to historia niczym z durnej bajki o Kopciuszku! Faworyzowanie bogatych, uwłaczanie biednym.
     Wszem i wobec oświadczam, że Pani wicedyrektor już dawno przestała być moim "idolem" i, z racji swojego postępowania, straciła z mojej strony tak cenny szacunek. A co do szanowania mojej osoby, niech tylko spróbuje znów mnie obrazić... Oczywiście zawsze kulturalnie i na poziomie jej odpowiem, ale z pewnością to zapamięta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz