poniedziałek, 15 sierpnia 2011

18. literki

Pierwszą próbę zerwania z D. mam już za sobą. Nieudaną niestety. Po słowach "to koniec" jeszcze tego samego dnia przyjechał do mnie z Wrocławia. Było mi ciężko i nie udało mi się przezwyciężyć potrzeby wsparcia. Ciągłe wyrzuty, kłótnie z mamą o pierdoły- ten remont zaczął mnie powoli przerastać. Potrzebowałam kogoś, a był tylko on, więc.. nie poradziłam sobie z próbą rozstania. Boże, jak on bardzo chce ze mną być.. Ale nie można być z kimś na siłę i czas najwyższy skończyć tę farsę.
     Piątkowy wieczór i sobotni poranek stuprocentowo mnie w tym utwierdził. Spotkałam się z kimś, z kim kiedyś byłam. Trudno nazwać te trzy miesiące poważnym związkiem, ale wspomnienia i pamięć zostały. Zwłaszcza z jego strony. Jednak do rzeczy. Piątkowy wieczór spędziłam z R. (oby w przyszłości mi nie zabrakło literek alfabetu:P) i już nie pamiętam kiedy się czułam przy kimś tak swobodnie jak przy nim. W sobotni poranek spotkałam się z D. i nie minęła nawet godzina, a już się zdążyliśmy pohakać o bzdurę. Sobotni wieczór mieliśmy spędzić razem, a skończyło się tak, że każde z nas spędziło go ze swoimi znajomymi. Nic dodać nic ująć. Postawiłam kropkę nad "i"i absolutnie nie ma szans na to, bym zmieniła zdanie. I nieważne, czy zdecyduję się spotykać z R., czy cała ta sprawa rozejdzie się po kościach. Nigdy więcej nie pozwolę na to, żeby D. choć przez moment mnie unieszczęśliwiał. Podejrzewam, że nasze obecne nieodzywanie się bierze za kolejny zgrzyt, ale przy najbliższej okazji na pewno go uświadomię, że tym razem happy endu nie będzie.
     M. się odezwał. Znów jest rozpatrywana kwestia spotkania, ale doświadczenie mnie nauczyło nie wiązać z tym większych nadziei.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz