Siedzę
na łóżku w swoim pokoju i rozglądam się wokół, bo na chwilę obecną nic
oprócz łóżka w nim nie ma:P Laptopa identyfikuję ze mną, więc prawie
się nie liczy;P
Puste, odrapane (jeszcze) ściany, łyse okno i
echooo:) Nawet szynszyla wyemigrowała na czas nieokreślony. Póki co-
brzydko tutaj jak cholera, ale nie pamiętam już kiedy ostatnio czułam
się tak cudownie:)) Starych, pstrokatych, krzywych, rozwalających się
mebli w moim pokoju już NIE MA !! Szkoda, że osobiście nie będę miała
przyjemności ich spalić, ale jakoś przeżyję tę stratę;)
Podsumowując efekty wczorajszej pracy to generalnie czuję się jak
Pudzian i podejrzewam, że reszta członków mojej rodziny podobnie.
Zrobiliśmy wczoraj kawał dobrej roboty: pakowanie i przenoszenie gratów,
rozkręcanie i wynoszenie mebli, zrywanie boazerii (niech żyje PRL:P) i
ściąganie drzwi w jeden dzień to naprawdę nie lada osiągnięcie. Dziś
drugi dzień heroicznych zajęć: zdzieranie tapety (a dokładniej jej
trzech warstw). Bóle z powodu zastanych mięśni karku już wczoraj poszły w
niepamięć- cudownie razy dwa:)
Wymierzanie mebli, wybieranie
wykładziny, koloru ścian- rany, ale dziś będzie ciekawie:) I nieważne,
że D. jeszcze nie wie, że nie chcę z nim być, a M. mnie olewa (lub nie);
wszystkie "sercowe" sprawy to na chwilę obecną błahostki, bo
spełnianie jednego z moich najważniejszych marzeń jest dziesięć razy
bardziej intrygujące:]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz