Nie wiem, czy czas na podsumowanie tego, co się działo w 2012 roku, czy może skończy się na zwykłej zbiorczej "informacji" z ostatnich tygodni. Znając siebie, pewnie wybiorę tę drugą opcję, bo do sentymentalnych wspomnień i poetyckich podsumowań najzwyczajniej w świecie się nie nadaję :P Generalnie w moim życiu wbrew pozorom wiele się dzieje, więc czy potrafię ogarnąć cały rok w kilku zdaniach?? Nie sądzę i akurat z tego mam zamiar się cieszyć :) Kwestię sylwestrowej nocy, która tak naprawdę jest taka sama jak każda inna pominę :P
Skończyłam ostatnio na nowej tajemniczej znajomości. Ostatecznie mnie od niej głowa rozbolała i to dosłownie :/ Piotr jest w porządku, ale dla mnie jest zdecydowanie za dobry... (w tym przypadku to synonim naiwnego...). Czy się stoi, czy się leży, interesowność się należy- tak określiłabym jego stosunek do mojej osoby; do wszystkich pozostałych kobiet zresztą również :P Poznaliśmy się na portalu randkowym, wymieniliśmy kontaktami, mieliśmy kilka fajnych rozmów do momentu aż... nie zaczęłam się w jego towarzystwie dusić. Wiadomości bez końca, telefony, chęć wielogodzinnych rozmów na skypie- ja rozumiem, polubił mnie, ale nie zdążyliśmy się jeszcze spotkać na żywo a on tak się zaangażował jakbyśmy mieli się zaraz żenić ! Zdenerwowałam się kilka razy i coś mu powiedziałam, a nawet długo milczałam i jaka była jego reakcja?? Pisał dalej jak gdyby nigdy nic się nie stało, łącznie z określeniami "bardzo Cię lubię" itd.... Za przeproszeniem: ja pierd.. (!) Zaczęłabym się zachowywać jak jędza a on dalej byłby dla mnie miły i wyrozumiały. I nie mam zamiaru się tłumaczyć z braku chęci rozwijania tej znajomości. Jak ktoś gustuje w "ciepłych kluchach" to proszę bardzo- mogę podać numer telefonu. Ps. On nigdy nie miał dziewczyny, to chyba wiele tłumaczy...
Włóczykij. Założyłam się z wieloma osobami, że nigdy więcej się do mnie nie odezwie i przegrałam. W wigilię dostałam świąteczne życzenia i ani przez chwilę nie pomyślałam o tym, by w jakikolwiek sposób na to zareagować. Cztery miesiące milczał, mimo iż tak się zarzekał, że nie zaakceptuje mojej decyzji. Nie chciał mnie wypuścić z domu, nie chciał się żegnać. "Po ściągnięciu gipsu na pewno się odezwę" i... zamilkł. To mnie jeszcze bardziej utwierdziło w słuszności mojej decyzji, bo ważne jest, że samego jej faktu i bez tego bym nie żałowała. Tyle miesięcy milczenia i życzenia świąteczne dla mnie i mojej rodziny. I co? Mam mu za to medal dać?? Nie ma mowy. Ale wyślę wiadomość. Dzisiaj. O treści: "Życzę Ci żebyś w nowym roku i w wielu kolejnych nie musiał niczego w życiu żałować". Mądra dziewczynka :)
Stara miłość. Zabawna a propos niej wynikła sytuacja ;) Powiedziałam mu wszystko, co mi leżało na sercu- zwłaszcza w kwestii zdradzania swojej dziewczyny i.. zostaliśmy kumplami :) To, że ma dziewczynę jest mi już kompletnie obojętne; to nie facet dla mnie i wiem to już na sto procent. A fakt, że zostaliśmy znajomymi wcale nie zmienia tego, że w kwestii związków przestałam go szanować. Tu ma duży minus, ale raz na jakiś czas jestem w stanie zaakceptować jego koleżeńskie towarzystwo :) Nie chcę mieć wrogów, zwłaszcza prawie "po sąsiedzku" i uznałam, że to nie zbrodnia.
Święta. Rodzinnie, wiadomo, ale chciałam wspomnieć o moich wieczornych "wypadach" ;) Wyjścia do klubów w dwa święta zaliczyłam ostatnio jak miałam naście lat... w wieku trzydziestu to już człowiek wykitować może :P O ostatniej sobocie już nie wspomnę ;P Miałam ostatnio różne psychiczne doły i powiem szczerze, że dzięki tym wypadom póki co przegoniłam je na cztery strony świata :) Dziś sprawdzam regularnie jak się miewają moje stopy po takiej dawce tańca i uśmiecham się na samą myśl o tym, jakie fajne osoby poznałam :) Żadna znajomość nie trafiła mnie niczym grom z jasnego nieba, ale mimo wszystko są one naprawdę równie cenne. Wreszcie wyszłam do ludzi! Wystroiłam się, wybawiłam, uśmiałam a nawet zmęczyłam. I Bóg jeden wie, jak dobrze mi to zrobiło :)
2012 rok. Jednak na małe podsumowanie się skuszę ;) Przeszło mi swego czasu przez myśl, że moje życie stoi w miejscu. Na szczęście szybko mi to minęło. Zawsze zakładałam, że moim głównym celem będzie ciągła samorealizacja i spełnianie marzeń. Zerkałam na ludzi, którzy porzucili własne i za każdym razem przyrzekałam sobie, że ze mną tak nie będzie. Ta myśl tyczyła się właśnie tego. Minęło mi, bo przecież... mnóstwo marzeń spełniłam ! Skończyłam studia, mam stałą pracę w zawodzie i własne środki utrzymania; rok temu zdałam prawo jazdy a od dwóch miesięcy mam własny samochód :) Czy moje życie w takim razie stoi w miejscu?? Ani trochę! :) 2013 rok to będzie więc czas spełniania kolejnych marzeń: łyżwy, narty, basen, język- niby małe rzeczy, ale mnie na pewno bardzo ucieszą. A portretowa sesja zdjęciowa u profesjonalnego fotografa już chyba najbardziej ;)
"Wysyłasz dobrą energię, dostajesz dobrą energię"- to zdanie z "Przyjaciółek" utkwiło mi ostatnio w głowie najbardziej i tego właśnie na Nowy Rok Wam życzę :)
poniedziałek, 31 grudnia 2012
sobota, 15 grudnia 2012
67. nagroda
...nagroda przyznana przez DD. Dziękuję:)
A oto moje nominacje:
Infatuation- junkie za to, że była pierwsza i, co za tym idzie, zawsze będzie najważniejsza :)
Ana za to, że pamięta i zawsze służy dobrym słowem
Maggie za szczerość i cenne rady
Ola za niesamowite ciepło i przyjaźń
Baśka za obecność i chęć życia
Mouse za talent do opisywania życia i wolę walki
Natthimlen za muzykę, energię i za to, że mnie znalazła :)
Zasady zabawy:
Nominować blogi, które według mnie zasługują na wyróżnienie.
Poinformować blogerów, o tym, że są nominowani.
Podziękować blogerowi, który mnie nominował.
Dołączyć nagrodę na swoim blogu.
czwartek, 13 grudnia 2012
66. przyłapane na gorącym uczynku
Od jakiegoś czasu planuję wybrać się na spacer, by porobić kilka zimowych zdjęć (oczywiście nie moich, a przyrody;) ) jednak z racji tego, że mama mi się trochę pochorowała, muszę to na jakiś czas odłożyć. Zawsze mi towarzyszy w tego typu eskapadach i tak jakoś samej byłoby trochę nudno.
Jednak to wcale nie znaczy, że się nie pokusiłam o mini sesję ;) Corocznie dokarmiamy sikorki i dziś udało mi się przyłapać je na gorącym uczynku ;)
Jednak to wcale nie znaczy, że się nie pokusiłam o mini sesję ;) Corocznie dokarmiamy sikorki i dziś udało mi się przyłapać je na gorącym uczynku ;)
środa, 12 grudnia 2012
65. dzień za dniem
Zdarzyło się drugie spotkanie, jakiś czas temu. Zadawałam mu tyle pytań, a on bez przerwy odpowiadał tak samo: "nie wiem". Bolałoby mnie to, gdyby nie fakt, że dla odmiany u mnie jest całkiem na odwrót...bo ja już wiem.
Już w czasie pierwszego spotkania coś było nie tak. Coś mnie poruszyło, coś odżyło, ale po jakimś czasie umykało... umykały moje myśli, koncentracja, coraz częściej myślałam o tym, że chcę do domu, by móc się położyć spać. Zmęczenie? Zniechęcenie? Trudno mi to wytłumaczyć. Drugie spotkanie było po to (przynajmniej dla mnie), by móc się upewnić jak jest naprawdę. I znowu wróciło. Łzy, uczucia, ale wciąż ten dziwny stan zmęczenia i chęć ucieczki.. momentami nawet swego rodzaju "bezczucia". Jakbym wyszła z siebie, stanęła obok i przyglądała się wszystkiemu z obojętnością. Byłam blisko niego, ale z każdą chwilą coraz dalej... Wytrzeźwiałam. Z emocji, uczuć, wspomnień i innych sentymentów. Spojrzałam na wszystko racjonalnie i obiektywnie. Nie mogę z nim być, nie chcę. Bo co to za życie z mężczyzną, który zdradza? Co to za życie z facetem, który się zastanawiał nad dwoma kobietami pojawiając się na przemian w objęciach każdej z nich? Jest niedojrzały i nieodpowiedzialny. I co najważniejsze: już kiedyś był, a wracanie do przeszłości jeszcze chyba nigdy nikomu nie wyszło na dobre.
Miał się odezwać w tym tygodniu, byśmy mogli znów porozmawiać. Chciałam, by już znał decyzję, ale on wątpił, czy mu się to uda. Ta cisza działa niby na moją niekorzyść, ale... ja uważam wręcz przeciwnie. Po raz pierwszy chyba milczenie uważam za dobre rozwiązanie, czy też.. zakończenie sprawy. Wiem, że to trochę głupio zabrzmi, ale po prostu nie chce mi się z nim gadać :P Męczy mnie jego wzruszanie ramionami, trzymanie mnie za rękę i mówienie, że z tamtą dziewczyną też mu jest dobrze. Po prostu nie potrzebuję już więcej rozmów i chcę bez żadnych przeszkód zająć się własnym życiem. Myślenie o nim uważam za stratę czasu, a co dopiero spędzanie kolejnego wieczoru :P I to tyle. Dla mnie sprawa jest zakończona :)
A tak co poza tym? ;) Dni lecą, a ja odliczam czas do świąt :) Mam jeszcze wahania nastrojów (raz optymizm, raz przygnębienie), ale ogólnie staram się nastawiać pozytywnie. Zauważyłam nawet, że ostatnio więcej czasu poświęcam dla samej siebie, bo praca już mnie tak nie pochłania. I wreszcie coś się ruszyło a propos podrasowania image'u. Tak troszeczkę, ale zawsze coś ;) Wciąż niestety nie mam żadnych planów na Sylwestra, ale.. to przecież tylko jedna noc, więc jakoś to będzie ;)
Już w czasie pierwszego spotkania coś było nie tak. Coś mnie poruszyło, coś odżyło, ale po jakimś czasie umykało... umykały moje myśli, koncentracja, coraz częściej myślałam o tym, że chcę do domu, by móc się położyć spać. Zmęczenie? Zniechęcenie? Trudno mi to wytłumaczyć. Drugie spotkanie było po to (przynajmniej dla mnie), by móc się upewnić jak jest naprawdę. I znowu wróciło. Łzy, uczucia, ale wciąż ten dziwny stan zmęczenia i chęć ucieczki.. momentami nawet swego rodzaju "bezczucia". Jakbym wyszła z siebie, stanęła obok i przyglądała się wszystkiemu z obojętnością. Byłam blisko niego, ale z każdą chwilą coraz dalej... Wytrzeźwiałam. Z emocji, uczuć, wspomnień i innych sentymentów. Spojrzałam na wszystko racjonalnie i obiektywnie. Nie mogę z nim być, nie chcę. Bo co to za życie z mężczyzną, który zdradza? Co to za życie z facetem, który się zastanawiał nad dwoma kobietami pojawiając się na przemian w objęciach każdej z nich? Jest niedojrzały i nieodpowiedzialny. I co najważniejsze: już kiedyś był, a wracanie do przeszłości jeszcze chyba nigdy nikomu nie wyszło na dobre.
Miał się odezwać w tym tygodniu, byśmy mogli znów porozmawiać. Chciałam, by już znał decyzję, ale on wątpił, czy mu się to uda. Ta cisza działa niby na moją niekorzyść, ale... ja uważam wręcz przeciwnie. Po raz pierwszy chyba milczenie uważam za dobre rozwiązanie, czy też.. zakończenie sprawy. Wiem, że to trochę głupio zabrzmi, ale po prostu nie chce mi się z nim gadać :P Męczy mnie jego wzruszanie ramionami, trzymanie mnie za rękę i mówienie, że z tamtą dziewczyną też mu jest dobrze. Po prostu nie potrzebuję już więcej rozmów i chcę bez żadnych przeszkód zająć się własnym życiem. Myślenie o nim uważam za stratę czasu, a co dopiero spędzanie kolejnego wieczoru :P I to tyle. Dla mnie sprawa jest zakończona :)
A tak co poza tym? ;) Dni lecą, a ja odliczam czas do świąt :) Mam jeszcze wahania nastrojów (raz optymizm, raz przygnębienie), ale ogólnie staram się nastawiać pozytywnie. Zauważyłam nawet, że ostatnio więcej czasu poświęcam dla samej siebie, bo praca już mnie tak nie pochłania. I wreszcie coś się ruszyło a propos podrasowania image'u. Tak troszeczkę, ale zawsze coś ;) Wciąż niestety nie mam żadnych planów na Sylwestra, ale.. to przecież tylko jedna noc, więc jakoś to będzie ;)
czwartek, 6 grudnia 2012
64. i cały świat zasypało
Z zazdrością, ale i zdziwieniem czytałam wasze "doniesienia" a propos ogromu śniegu, ponieważ u mnie go ani trochę nie było widać. Aż do dziś. Chodniki, ulice i w ogóle cały świat zasypało ! :) I jakoś tak troszkę lepiej się poczułam... Bo niestety, ale już kilka razy ostatnio zdarzyło mi się stwierdzić, że dopadła mnie zimowa depresja.. :/ Jakaś taka marudna się zrobiłam, zmęczona, smutna bez powodu i z symptomem: "nic mi się nie chce". Związane jest to pewnie nie tylko z bolączkami serca, ale również z brakiem jakiejkolwiek opcji na Sylwestra. Póki co pomińmy wszystkie te kwestie, bo, tak jak już napisałam, przewaga białego koloru na zewnątrz poprawiła mi troszkę humor, więc tylko się cieszyć ;)
Chociaż.. w jednej sprawie mogę szepnąć słówko. Kochane moje blogowe koleżanki: po raz kolejny utwierdziłam się, że pisanie bloga ma sens i po raz kolejny Wam dziękuję. Wasze rady naprawdę dały mi do myślenia i dzięki nim mój umysł zaczął "trzeźwieć". Postanowiłam zostawić za sobą mosty z przeszłości i patrzeć nie za siebie, ale przed siebie. Póki jednak z gracją i definitywnie tej sprawy nie zakończę, na tym dziś poprzestanę. O wszystkim co tu i teraz oraz dalej opowiem kolejnym razem.
A jeśli wpływ śniegu minie.. to pozostaje jeszcze piosenka :)
Chociaż.. w jednej sprawie mogę szepnąć słówko. Kochane moje blogowe koleżanki: po raz kolejny utwierdziłam się, że pisanie bloga ma sens i po raz kolejny Wam dziękuję. Wasze rady naprawdę dały mi do myślenia i dzięki nim mój umysł zaczął "trzeźwieć". Postanowiłam zostawić za sobą mosty z przeszłości i patrzeć nie za siebie, ale przed siebie. Póki jednak z gracją i definitywnie tej sprawy nie zakończę, na tym dziś poprzestanę. O wszystkim co tu i teraz oraz dalej opowiem kolejnym razem.
A jeśli wpływ śniegu minie.. to pozostaje jeszcze piosenka :)
środa, 5 grudnia 2012
63. więcej nowości i kreatywności
Wczoraj byłam z moją klasą w teatrze opolskim na spektaklu pt. "Mayday". Uznawana za jedną z najlepszych komedii, sztuka ta miała swą premierę aż 14 lat temu. Od tego czasu cyklicznie jest wystawiana przez wiele teatrów z racji swojej niemalejącej popularności. Jest to historia londyńskiego
taksówkarza bigamisty, któremu przez lata udaje się bezkolizyjnie
lawirować między dwiema kochającymi go żonami. Na skutek wypadku
ulicznego jego tajemnica wychodzi na jaw, wywołując lawinę komplikacji.
Bohater miota się, usiłując ukryć podwójne życie przed małżonkami,
mediami i policją, co ostatecznie doprowadza do zdemaskowania całej sprawy.
Nie pamiętam kiedy się tak uśmiałam na sztuce teatralnej. Chociaż- poprawka, na wielu sztukach nie byłam, więc na pewno uśmiałam się jak nigdy. Tak wyćwiczyłam sobie przeponę, że zumba przy tym to pikuś ;) Płakałam ze śmiechu i, co najważniejsze, nie tylko ja, ale również moi wychowankowie. Komedia strasznie im się podobała, ale gdy zapytałam o inne spektakle, na których byli lub będą, usłyszałam tytuły: "Zemsta", "Makbet" itp. ... "Makbet" wystawiany jest w naszej miejscowości teraz w piątek i, żeby było zabawnie, uczniowie "mają obowiązek" zapłacić bilet, by go zobaczyć (!) (ja to nazywam łopatologicznym zarządzeniem Dyrekcji). Ale nie o tym, przynajmniej nie tym razem :P
Już w czasie spektaklu naszła mnie cenna i konstruktywna dygresja. Byłam skupiona nie tylko na sztuce, ale i na mojej klasie; podobnie jak ja śmiali się jak nigdy. Jak się później dowiedziałam, pierwszy raz mieli do czynienia z takim teatrem. Wcześniej to miejsce kojarzyło im się tylko z lekturową sceniczną nudą i przymusem. Ja nie mówię, lektury również są ważne, ALE niech oni je namacalnie poznają w szkole podstawowej, w gimnazjum. Liceum to czas, w którym najszybciej się rozwijają: fizycznie i intelektualnie. Podejmują pierwsze poważne decyzje, wybierają co lubią bardziej, a czego nie znoszą i myślą coraz częściej o swojej przyszłości. Dlatego podstawą na tym etapie rozwoju powinna być NOWOŚĆ I KREATYWNOŚĆ. Zostawmy w archiwum wszystkie lekturowe skostnienia; jeśli zechcą, to i tak sami do nich wrócą. Postawmy na ich chęć zaspokojenia ciekawości wobec świata i pokażmy im współczesne sztuki lub nowe, znane tylko ze słyszenia, miejsca. Taki np. teatr tańca współczesnego! Czy którykolwiek licealista mógłby się pochwalić jego znajomością?
Ważne postanowienie: dla mnie i, co za tym idzie, dla nich. Czas na odwiedzanie nowych inspirujących miejsc i poszukiwanie kolejnych wyzwań :) Teatr współczesny planuję jak na razie w pierwszej kolejności ;)
A oto plejada opolskich aktorów :)
Mogłabym jeszcze napisać o konieczności odejścia od niektórych skostniałych lektur, ale o tym już innym razem ;)
Ps. W weekend zakupy i kino. Spłaciłam samochód i czas wreszcie zająć się wyłącznie sobą :)
Nie pamiętam kiedy się tak uśmiałam na sztuce teatralnej. Chociaż- poprawka, na wielu sztukach nie byłam, więc na pewno uśmiałam się jak nigdy. Tak wyćwiczyłam sobie przeponę, że zumba przy tym to pikuś ;) Płakałam ze śmiechu i, co najważniejsze, nie tylko ja, ale również moi wychowankowie. Komedia strasznie im się podobała, ale gdy zapytałam o inne spektakle, na których byli lub będą, usłyszałam tytuły: "Zemsta", "Makbet" itp. ... "Makbet" wystawiany jest w naszej miejscowości teraz w piątek i, żeby było zabawnie, uczniowie "mają obowiązek" zapłacić bilet, by go zobaczyć (!) (ja to nazywam łopatologicznym zarządzeniem Dyrekcji). Ale nie o tym, przynajmniej nie tym razem :P
Już w czasie spektaklu naszła mnie cenna i konstruktywna dygresja. Byłam skupiona nie tylko na sztuce, ale i na mojej klasie; podobnie jak ja śmiali się jak nigdy. Jak się później dowiedziałam, pierwszy raz mieli do czynienia z takim teatrem. Wcześniej to miejsce kojarzyło im się tylko z lekturową sceniczną nudą i przymusem. Ja nie mówię, lektury również są ważne, ALE niech oni je namacalnie poznają w szkole podstawowej, w gimnazjum. Liceum to czas, w którym najszybciej się rozwijają: fizycznie i intelektualnie. Podejmują pierwsze poważne decyzje, wybierają co lubią bardziej, a czego nie znoszą i myślą coraz częściej o swojej przyszłości. Dlatego podstawą na tym etapie rozwoju powinna być NOWOŚĆ I KREATYWNOŚĆ. Zostawmy w archiwum wszystkie lekturowe skostnienia; jeśli zechcą, to i tak sami do nich wrócą. Postawmy na ich chęć zaspokojenia ciekawości wobec świata i pokażmy im współczesne sztuki lub nowe, znane tylko ze słyszenia, miejsca. Taki np. teatr tańca współczesnego! Czy którykolwiek licealista mógłby się pochwalić jego znajomością?
Ważne postanowienie: dla mnie i, co za tym idzie, dla nich. Czas na odwiedzanie nowych inspirujących miejsc i poszukiwanie kolejnych wyzwań :) Teatr współczesny planuję jak na razie w pierwszej kolejności ;)
A oto plejada opolskich aktorów :)
Mogłabym jeszcze napisać o konieczności odejścia od niektórych skostniałych lektur, ale o tym już innym razem ;)
Ps. W weekend zakupy i kino. Spłaciłam samochód i czas wreszcie zająć się wyłącznie sobą :)
poniedziałek, 3 grudnia 2012
62. rozpadam się na kawałki
Nie mogę spać, nie mogę pracować, nie mogę normalnie funkcjonować, bo cały czas o tym myślę... Spotkałam się z nim i tak wiele się wydarzyło, że sama na własne życzenie narobiłam sobie bałaganu. Nienawidzę się tak czuć. Wczoraj gdy pisaliśmy, nie było tak źle. Dopiero dziś, gdy milczy i wiem na pewno, że to dlatego, że jest teraz z nią...
Nie chcę szczegółowo opowiadać, co się wydarzyło w sobotni wieczór, który spędziliśmy razem; przynajmniej jeszcze nie teraz, bo myślenie o tym już boli, a co dopiero pisanie... Znów wszystko odżyło. Dotyk, zapach, ciepło, pocałunek... uśpiłam to kiedyś na dnie serca, ale jak widać nie zdołałam zniszczyć. Ma dziewczynę i sam teraz nie wie, co ma zrobić. Na niej też mu zależy, a ja pierwszy raz w życiu jestem tą drugą...
Mam huśtawki nastrojów. Raz boleję nad wszystkim jak teraz i pęka mi serce na myśl, że dotyka innej.. a innym razem znowuż uważam z maksymalnym przekonaniem, że ten facet jest co najwyżej kompletną świnią, bo przytulał mnie, całował i płakał z powodu odwzajemnionych uczuć, a teraz jak gdyby nigdy nic spędza czas z nią; jest cholernie nie w porządku, a jej mogę co najwyżej współczuć. Boże jak ja chciałabym, by ta druga opcja zdarzała się częściej... wtedy na pewno by tak nie bolało...
I po co mi to było do jasnej cholery?? On wie, że chcę byśmy do siebie wrócili i... myśli... Dlaczego się po pół roku kiedyś rozstaliśmy? Bo szukając wiele miesięcy bezowocnie pracy zdecydowałam się na wyjazd do Anglii. Byłam pewna, że zostanę tam na stałe, więc nasze drogi się rozeszły. Gdy po paru miesiącach wróciłam, okazało się, że K. ma dziewczynę. Rozstał się z nią po trzech latach, miał dwa miesiące przerwy i teraz spotyka się z kolejną... prawie dwa miesiące.
Kogo uważam, że wybierze? Na pewno ją, bo przecież zawsze dostaję od życia kopniaki, więc dlaczego miałoby mnie to tym razem ominąć?? Napisze mi, że nie może jej zostawić, a ja będę musiała przełknąć następną gorzką pigułkę... Ja już jestem u kresu sił i coraz częściej się boję, że kolejnego zawodu nie przeżyję...
I jeszcze te zbliżające się święta... sama sobie zaserwowałam silną truciznę...
Nie chcę szczegółowo opowiadać, co się wydarzyło w sobotni wieczór, który spędziliśmy razem; przynajmniej jeszcze nie teraz, bo myślenie o tym już boli, a co dopiero pisanie... Znów wszystko odżyło. Dotyk, zapach, ciepło, pocałunek... uśpiłam to kiedyś na dnie serca, ale jak widać nie zdołałam zniszczyć. Ma dziewczynę i sam teraz nie wie, co ma zrobić. Na niej też mu zależy, a ja pierwszy raz w życiu jestem tą drugą...
Mam huśtawki nastrojów. Raz boleję nad wszystkim jak teraz i pęka mi serce na myśl, że dotyka innej.. a innym razem znowuż uważam z maksymalnym przekonaniem, że ten facet jest co najwyżej kompletną świnią, bo przytulał mnie, całował i płakał z powodu odwzajemnionych uczuć, a teraz jak gdyby nigdy nic spędza czas z nią; jest cholernie nie w porządku, a jej mogę co najwyżej współczuć. Boże jak ja chciałabym, by ta druga opcja zdarzała się częściej... wtedy na pewno by tak nie bolało...
I po co mi to było do jasnej cholery?? On wie, że chcę byśmy do siebie wrócili i... myśli... Dlaczego się po pół roku kiedyś rozstaliśmy? Bo szukając wiele miesięcy bezowocnie pracy zdecydowałam się na wyjazd do Anglii. Byłam pewna, że zostanę tam na stałe, więc nasze drogi się rozeszły. Gdy po paru miesiącach wróciłam, okazało się, że K. ma dziewczynę. Rozstał się z nią po trzech latach, miał dwa miesiące przerwy i teraz spotyka się z kolejną... prawie dwa miesiące.
Kogo uważam, że wybierze? Na pewno ją, bo przecież zawsze dostaję od życia kopniaki, więc dlaczego miałoby mnie to tym razem ominąć?? Napisze mi, że nie może jej zostawić, a ja będę musiała przełknąć następną gorzką pigułkę... Ja już jestem u kresu sił i coraz częściej się boję, że kolejnego zawodu nie przeżyję...
I jeszcze te zbliżające się święta... sama sobie zaserwowałam silną truciznę...
sobota, 1 grudnia 2012
61. sobota
Nie wiem jak Wy, ale ja nie znoszę wychodzić z domu w sobotę. I
nie chodzi mi oczywiście o wieczory, podczas których dla wolnej kobiety
wychodne to wręcz obowiązek ;), ale o poranki i generalnie godziny
przedpołudniowe. Przepychanki, ciasnota i kolejki do kas praktycznie w
każdym sklepie; wszędzie jakiś dziwny pośpiech i hałas, a nawet strach o
własną torebkę.. Dziś musiałam wyjść, z racji zaniedbania sprawunków w
ciągu tygodnia, ale wierzcie mi.. zrobiłam to z maksymalną niechęcią :/
Zawsze staję na głowie, by zrobić zakupy w tygodniu, bo załatwianie
takich spraw w sobotę jest dla mnie prawdziwą katorgą...
Czy sobota to więc czas na leżenie w domu do góry brzuchem? Broń boże :) Sobota to idealny dzień na porządki- i materialne i te duchowe. W domu harmonia, cisza (pomijając uspokajającą w tle muzykę); nikt mnie nie pogania, z nikim się nie muszę ścigać... Jestem tylko ja, moja ścierka i spray do mebli ;) A potem.. potem czas na pyszną sałatkę iii.. najlepiej randkę ;) A jak tego ostatniego brak to na pewno co najmniej nowe znajomości ;)
Czy sobota to więc czas na leżenie w domu do góry brzuchem? Broń boże :) Sobota to idealny dzień na porządki- i materialne i te duchowe. W domu harmonia, cisza (pomijając uspokajającą w tle muzykę); nikt mnie nie pogania, z nikim się nie muszę ścigać... Jestem tylko ja, moja ścierka i spray do mebli ;) A potem.. potem czas na pyszną sałatkę iii.. najlepiej randkę ;) A jak tego ostatniego brak to na pewno co najmniej nowe znajomości ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)