środa, 29 sierpnia 2012

47. i masz Babo placek...

     Urlopowy wypad nad morze w głowie prawie dwa miesiące, a dziś.. już po urlopie. Powinnam być wypoczęta, psychicznie odciążona, życiowo naładowana, a jest wręcz przeciwnie. Zmęczona, znerwicowana, rozdrażniona i rozczarowana- te słowa w pełni charakteryzują mój obecny nastrój. Same trudności ze zdobyciem wolnego przez Włóczykija już chyba wtedy zapowiadały tę klapę..
     Pięć dni przed wyjazdem Luby złamał nogę; zacznę od razu z grubej rury :P Stąpnął nieszczęśliwie na chodniku i stało się :/ Lekarze, gipsy itp. sprawy, a potem mimo wszystko decyzja o wypadzie nad morze. Już wtedy świtało mi w głowie: "i masz Babo placek..", ale kto by pomyślał, że może być jeszcze gorzej.. Ja byłabym w stanie pogodzić się z pozostaniem w domu, jednak determinacja Włóczykijowego kuzyna, który za wszelką ceną, wraz ze swoją dziewczyną, chciał mieć towarzystwo zwyciężyła. Więc "ok" rzekłam, spakowaliśmy się i wylądowaliśmy w Dziwnowie.
     Ze znalezieniem noclegów nie było większych problemów; mniejsza miejscowość, końcówka sezonu, więc można było przebierać w ofertach. Ja biegająca z bagażami, a Włóczykij o kulach. Nie marudziłam, nie miałam żadnych pretensji, tylko jak taka wierna, oddana i opiekująca się nieporadnym mężczyzną Baba cierpliwie się wszystkim zajmowałam. I wierzcie mi lub nie, pomimo spacerów zaledwie 200 metrów w obrębie domu (do morza mieliśmy ich jakieś 150), braku pogody, pustek na ulicach wieczorową porą; pomimo konieczności spełniania roli "przynieś, podaj, zamiataj" i podawania piw już słaniającym się mężczyznom byłabym z tego wypadu naprawdę zadowolona. Dziś jednak nie jestem, bo Włóczykijowi najzwyczajniej w świecie po paru dniach zaczęło odbijać.. Tak, tak- ODBIJAĆ. Szukałam innych określeń na ten stan rzeczy, ale to niestety pasuje najbardziej. Ja wiem, że nie mógł wiele robić; wiem, że stęsknionym, ochoczym na kąpiel wzrokiem zerkał na morze i wiem, że z racji bycia wyjątkowo ruchliwą osobą ciężko mu było znieść ociężały gips, ale czy w związku z tym musiał utrudniać życie innym?? Innym to znaczy mnie- w ramach wyjaśnień :/
     Ja nawet nie wiem, jak to wszystko, co się stało mam ubrać w słowa.. Jeszcze do tej pory nie ochłonęłam i mam w głowie straszny mętlik :/ Krótko, zwięźle i na temat: Włóczykij zaczął od dziwnych żartów, a skończył na robieniu mi na złość, chamskim przeklinaniu i żenującyh odzywkach w moją stronę. Milczałam jeden, drugi raz i w końcu wybuchłam.. najpierw płaczem,  a potem złością- kolejności mi się porypały :/ Pewne granice zostały do tego stopnia przekroczone, że oznajmijam koniec naszej znajomości. Stwierdziłam, że mam dość ciągłego zwracania mu uwagi i nie chcę z Nim być, bo najzwyczajniej w świecie tego nie wytrzymam. A Włóczykij co na to? Przepraszał, przytulał, nie kazał się denerwować i w tamtym momencie widać było doskonale, jak bardzo mu na mnie zależy; w nagrodę jednak kilka godzin później historia zaczynała się od początku..
     Naprawdę chciałam Go zostawić, ale ostatecznie jakoś dotrwaliśmy do przyjazdu do domu. Włóczykij uśmiechnięty, żartujący, a ja- przygnębiona i zamyślona. Baran nie wpadł tak a propos na to, że coś jest nie tak.
     Myślałam o jakiejś przerwie, ale tak do końca nie jestem przekonana, czy to przyniesie jakiś skutek. Dobrze nie jest, ale.. też nie jest najgorzej. Gdyby to był nasz pierwszy wspólny wypad, najprawdopodobniej wrócilibyśmy osobno. Jednak już raz spędziliśmy razem kilka dni poza domem i przyznam szczerze, że to była jedna z najbardziej udanych wycieczek w moim życiu. Piszę "już" no bo przecież jesteśmy ze sobą zaledwie cztery miesiące..
     I co tu teraz zrobić? Myślę i myślę i nic wymyślić nie mogę.. Na pewno nie jestem desperatką, która za wszelką cenę chce mieć przy sobie mężczyznę. "Wolę być sama niż z kimś, z kim miałabym się męczyć"- to moja kolejna, ważna życiowa dewiza. Jednak żałować konkretnej decyzji też bym nie chciała.. A może to był ten słynny kryzys, który musi w końcu przejść każda para? Nieee, na to jest chyba zdecydowanie za wcześnie.. Mam sporo wątliwości, więc chyba jedynie cierpliwość jest w obecnej sytuacji najsłuszniejszym rozwiązaniem.
     Do zdjęcia gipsu nie chcę Go widzieć- muszę psychicznie odpocząć; a po tym fakcie wszystko powinno się samo wyjaśnić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz