Nie, nie jestem po upragnionym wyjeździe, a wręcz przeciwnie- dopiero przed (podobno :P).
Włóczykij zapowiedzianego urlopu jednak nie dostał, ale kolejny
tydzień twardo o niego walczy. Zagroził nawet odejściem z pracy i tym
sposobem zarządził wolne od przyszłej środy. Jeden z pracowników wraca z
chorobowego i jest to rzeczywiście realne.
A ja.. wciąż czekam. Dwa miesiące wolnego, a upragniony wyjazd
nad morze szykuje się dopiero na ostatni gwizdek.. Jako cierpliwa i
rozumna kobieta nie mam Włóczykijowi tego za złe, no bo przecież to nie
jego wina. Ale konkretny wniosek z całej tej historii już wyciągnęłam:
za rok nie ma co się oglądać, tylko co rusz śmigać w lipcu nad morze.
Stały kompan tego typu wypadów w postaci mamy jest na tak :) Sezon letni
to istny sajgon dla kierowców, więc nie chcę po raz kolejny wyczekiwać
jak na szpilkach na Włóczykijowy urlop. Oczywiście jeśli go dostanie
to wyjedziemy- ja jednak zrobię to już po raz drugi w sezonie :)
Za dwa tygodnie wracam do pracy.. i na samą myśl o tym dostaję
gęsiej skórki. Dwa miesiące byczenia się, a mi wciąż mało- aż wstyd się
przyznawać :/ Wszystko przez wrzesień- najbardziej stresujący i
napięty miesiąc dla nauczyciela. Początek zeszłego roku szkolnego był
dla mnie straszny (zmęczenie po dwumiesięcznym remoncie, natłok
obowiązków, fatalne wychowawstwo..) i stąd te obawy. Oby w tym roku
było całkiem na odwrót. W razie "W" dziś przynajmniej mam się komu
wypłakać na ramieniu, bo rok temu niestety nie posiadałam takiego
wsparcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz