wtorek, 4 września 2012

48. dziękuję, że jesteście

     Pisaliście, ocenialiście i w pierwszej kolejności chciałabym Wam podziękować za to, że jesteście. Miła jest bowiem świadomość, że ktoś chce pomóc i wesprzeć radą. Z drugiej jednak strony.. na chwilę obecną znacie tylko jedną stronę medalu, więc jestem wdzięczna również za słowa: "Ty będziesz wiedziała najlepiej".
     O początku znajomości z Włóczykijem celowo nie pisałam, bo najzwyczajniej w świecie nie chciałam zapeszać. Gdy zerkniecie chociażby pobieżnie na moje dawniejsze posty zauważycie, że szczęściem do mężczyzn raczej się pochwalić nie mogę. A bo ten okłamał, tamten zostawił dla innej a jeszcze inny kompletnie się do niczego nie nadawał.. To nie znaczy oczywiście, że nie wyszłam z większości z tych sytuacji obronną ręką. Doświadczenie nauczyło mnie nie patyczkować się ze znajomościami, które nie mają sensownych podstaw, więc jako przykładna mądra dziewczynka szybko je kończyłam. Niby nie pech, a co najwyżej rozsądek, ale jeśli wezmę pod uwagę dzisiejszą nieumiejętność zliczenia tych wszystkich "związków" to jednak zdecydowanie to pierwsze:/ Życie trzeba brać jakim jest, więc staram się z tego powodu nad sobą nie użalać. Podkreśliłam jednak ten fakt przede wszystkim dlatego, byście zrozumieli dlaczego przez pewien czas Włóczykija "ukrywałam"; po prostu spokojnie wyczekiwałam na rozwój sytuacji.
     Poznaliśmy się w klubie. Ponieważ moje życie nie stroniło również od dziwacznych i pełnych rozczarowań wirtualnych znajomości, niezmiernie mnie ten fakt cieszy. Do dziś się uśmiecham na samą myśl, gdy sobie przypomnę, że Włóczykij przy barze zaproponował mi sok bananowy ;) Rewelacyjnie nam się ze sobą rozmawiało. Tradycyjnie dał mi o wiele lat mniej, a ja ucieszyłam się na samą myśl, że jest zaledwie o trzy lata ode mnie młodszy (w takich miejscach zazwyczaj miałam "szczęście" do nastolatków..). Wymiana numerów telefonów i długie wieczorne rozmowy przed każdym spotkaniem..
     Pierwsza, druga i trzecia randka, na której dopiero po raz pierwszy mnie pocałował. Gdy nie dotknął mnie nawet na pierwszej, byłam pewna, że to nasze ostatnie spotkanie, bo najzwyczajniej w świecie mu się nie podobam. A było tak naprawdę całkiem na odwrót.. Mimo iż mieszka ode mnie 100 kilometrów, to zawsze przyjeżdżał na czas i po kolacji, spacerze itp. odjeżdżał taki kawał do domu prawie nad ranem.. Nigdy się nie skarżył i nigdy od Niego nie usłyszałam, że to tak daleko..
     Będąc w trasie każdego wieczoru do mnie dzwonił. Często słyszałam w słuchawce jak bardzo jest zmęczony, ale mało kiedy rozmawialiśmy ze sobą mniej niż godzinę. Jakiś czas temu poprosił mnie o zdjęcie. Przyznał się potem, że co wieczór przypina je przed snem nad łóżkiem i się w nie wpatruje.
     Nasz pierwszy weekendowy wypad był wręcz idealny. Włóczykij robił śniadania, kolacje, sprzątał; chętnie wszystko zwiedzał, a obojętnie kiedy się przebudziłam w nocy zawsze mnie przytulał. Jego poprzednie związki były z wyjątkowo perfidnymi i zakłamanymi kobietami i nie raz od Niego usłyszałam, że ja różnię się od nich pod każdym względem.
     Mogłabym jeszcze napisać o czekoladkach, winie; o mówieniu o "swojej kobiecie" bratu i kolegom z pracy a nawet o kochanej rycerskiej zazdrości, ale nie o nie wiadomo jakie wychwalanie Włóczykija mi w tym poście chodzi. Chcę w ten sposób tylko podkreślić, że wypad nad morzem, owszem, pod względem różnych Jego jak i moich zachowań (zasada odbijania piłeczki i wypominania..aż wstyd:/) nie należał do udanych, ale to wcale nie znaczy, że wszystko inne też było "be". Włóczykij to dobry facet, jednak jak każdy facet ma wady i ja, jak każda kobieta, również je posiadam.
     Nie koloryzuję całej historii, po prostu mam świadomość, że w całej tej znajomości nie jest jedyną. Poza tym , wierzcie mi lub nie, jestem kobietą z dużym doświadczeniem i naprawdę nie potrafiłabym stać się nagle w jednym momencie głupią kozą biegającą za facetem, który jest nic nie wart.
     Kilka dni po urlopie się do siebie nie odzywaliśmy. Jak się potem okazało, oboje potrzebowaliśmy od siebie odpocząć. Oboje również zgodnie stwierdziliśmy, że wypad nad morze z "inwalidą" był wyjątkowo fatalnym pomysłem. Nie męczyłam Go już z przeprosinami, bo przecież jak wracaliśmy je otrzymałam; najważniejsze dla mnie było, by już po prostu to zostawić za sobą.
     Najpierw krótsze, delikatniejsze rozmowy, a teraz już powoli wszystko wraca do normy. Niby powinnam się cieszyć, ale uspokoję się dopiero wtedy, gdy się zobaczymy. Chcę się przytulić i namacalnie wiedzieć, że wciąż nam na sobie zależy. W końcu tak jak można kochać, tak też można wybaczać prawda? Póki co, muszę wytrzymać jakoś te dwa tygodnie.. Podsumowując: Włóczykij zasługuje na szansę i dlatego wciąż jesteśmy razem; fakt, na razie ze względu na gips telefonicznie, ale jesteśmy. Chciałabym, by wszystko było dobrze, ale jeśli się nie uda, to na pewno Wam o tym powiem i na pewno rozsądnie w takiej sytuacji postąpię.
     Jeszcze raz dziękuję moi kochani, że jesteście :) Nawet sobie nie zdajecie sprawy, jak bardzo cenię Waszą obecność i wsparcie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz