Pisaliście, ocenialiście i w pierwszej kolejności chciałabym Wam
podziękować za to, że jesteście. Miła jest bowiem świadomość, że ktoś
chce pomóc i wesprzeć radą. Z drugiej jednak strony.. na chwilę obecną
znacie tylko jedną stronę medalu, więc jestem wdzięczna również za
słowa: "Ty będziesz wiedziała najlepiej".
O początku znajomości z Włóczykijem celowo nie pisałam, bo
najzwyczajniej w świecie nie chciałam zapeszać. Gdy zerkniecie chociażby
pobieżnie na moje dawniejsze posty zauważycie, że szczęściem do
mężczyzn raczej się pochwalić nie mogę. A bo ten okłamał, tamten
zostawił dla innej a jeszcze inny kompletnie się do niczego nie
nadawał.. To nie znaczy oczywiście, że nie wyszłam z większości z tych
sytuacji obronną ręką. Doświadczenie nauczyło mnie nie patyczkować się
ze znajomościami, które nie mają sensownych podstaw, więc jako
przykładna mądra dziewczynka szybko je kończyłam. Niby nie pech, a co
najwyżej rozsądek, ale jeśli wezmę pod uwagę dzisiejszą nieumiejętność
zliczenia tych wszystkich "związków" to jednak zdecydowanie to
pierwsze:/ Życie trzeba brać jakim jest, więc staram się z tego powodu
nad sobą nie użalać. Podkreśliłam jednak ten fakt przede wszystkim
dlatego, byście zrozumieli dlaczego przez pewien czas Włóczykija
"ukrywałam"; po prostu spokojnie wyczekiwałam na rozwój sytuacji.
Poznaliśmy się w klubie. Ponieważ moje życie nie stroniło
również od dziwacznych i pełnych rozczarowań wirtualnych znajomości,
niezmiernie mnie ten fakt cieszy. Do dziś się uśmiecham na samą myśl,
gdy sobie przypomnę, że Włóczykij przy barze zaproponował mi sok
bananowy ;) Rewelacyjnie nam się ze sobą rozmawiało. Tradycyjnie dał mi o
wiele lat mniej, a ja ucieszyłam się na samą myśl, że jest zaledwie o
trzy lata ode mnie młodszy (w takich miejscach zazwyczaj miałam
"szczęście" do nastolatków..). Wymiana numerów telefonów i długie
wieczorne rozmowy przed każdym spotkaniem..
Pierwsza, druga i trzecia randka, na której dopiero po raz
pierwszy mnie pocałował. Gdy nie dotknął mnie nawet na pierwszej, byłam
pewna, że to nasze ostatnie spotkanie, bo najzwyczajniej w świecie mu
się nie podobam. A było tak naprawdę całkiem na odwrót.. Mimo iż mieszka
ode mnie 100 kilometrów, to zawsze przyjeżdżał na czas i po kolacji,
spacerze itp. odjeżdżał taki kawał do domu prawie nad ranem.. Nigdy się
nie skarżył i nigdy od Niego nie usłyszałam, że to tak daleko..
Będąc w trasie każdego wieczoru do mnie dzwonił. Często
słyszałam w słuchawce jak bardzo jest zmęczony, ale mało kiedy
rozmawialiśmy ze sobą mniej niż godzinę. Jakiś czas temu poprosił mnie o
zdjęcie. Przyznał się potem, że co wieczór przypina je przed snem nad
łóżkiem i się w nie wpatruje.
Nasz pierwszy weekendowy wypad był wręcz idealny. Włóczykij
robił śniadania, kolacje, sprzątał; chętnie wszystko zwiedzał, a
obojętnie kiedy się przebudziłam w nocy zawsze mnie przytulał. Jego
poprzednie związki były z wyjątkowo perfidnymi i zakłamanymi kobietami i
nie raz od Niego usłyszałam, że ja różnię się od nich pod każdym
względem.
Mogłabym jeszcze napisać o czekoladkach, winie; o mówieniu o
"swojej kobiecie" bratu i kolegom z pracy a nawet o kochanej rycerskiej
zazdrości, ale nie o nie wiadomo jakie wychwalanie Włóczykija mi w tym
poście chodzi. Chcę w ten sposób tylko podkreślić, że wypad nad
morzem, owszem, pod względem różnych Jego jak i moich zachowań (zasada
odbijania piłeczki i wypominania..aż wstyd:/) nie należał do udanych,
ale to wcale nie znaczy, że wszystko inne też było "be". Włóczykij to
dobry facet, jednak jak każdy facet ma wady i ja, jak każda kobieta,
również je posiadam.
Nie koloryzuję całej historii, po prostu mam świadomość, że w
całej tej znajomości nie jest jedyną. Poza tym , wierzcie mi lub nie,
jestem kobietą z dużym doświadczeniem i naprawdę nie potrafiłabym stać
się nagle w jednym momencie głupią kozą biegającą za facetem, który
jest nic nie wart.
Kilka dni po urlopie się do siebie nie odzywaliśmy. Jak się
potem okazało, oboje potrzebowaliśmy od siebie odpocząć. Oboje również
zgodnie stwierdziliśmy, że wypad nad morze z "inwalidą" był wyjątkowo
fatalnym pomysłem. Nie męczyłam Go już z przeprosinami, bo przecież jak
wracaliśmy je otrzymałam; najważniejsze dla mnie było, by już po
prostu to zostawić za sobą.
Najpierw krótsze, delikatniejsze rozmowy, a teraz już powoli
wszystko wraca do normy. Niby powinnam się cieszyć, ale uspokoję się
dopiero wtedy, gdy się zobaczymy. Chcę się przytulić i namacalnie
wiedzieć, że wciąż nam na sobie zależy. W końcu tak jak można kochać,
tak też można wybaczać prawda? Póki co, muszę wytrzymać jakoś te dwa
tygodnie.. Podsumowując: Włóczykij zasługuje na szansę i dlatego wciąż
jesteśmy razem; fakt, na razie ze względu na gips telefonicznie, ale
jesteśmy. Chciałabym, by wszystko było dobrze, ale jeśli się nie uda,
to na pewno Wam o tym powiem i na pewno rozsądnie w takiej sytuacji
postąpię.
Jeszcze raz dziękuję moi kochani, że jesteście :) Nawet sobie
nie zdajecie sprawy, jak bardzo cenię Waszą obecność i wsparcie :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz