poniedziałek, 13 sierpnia 2012

44. pies ogrodnika

     Z D. kiedyś byłam i nigdy, od czasu rozstania, nie pożałowałam, że już nie jestem. Najlepszy kolega mojego kuzyna, bardzo dobry znajomy, dla wielu przyjaciel, a dla mnie, mimo konkretnych prób, niestety nie partner. Byliśmy ze sobą parę miesięcy. Przestaliśmy, gdy o normalnej rozmowie można było jedynie pomarzyć, bo na każdym kroku, nawet w błahych sprawach potrafiliśmy się już tylko kłócić. Mimo wszystko zakochał się we mnie- widziałam to doskonale i złamałam mu serce odchodząc.
     Dziś, przy napotkanych okazjach, jako normalni, dorośli ludzie zamieniamy ze sobą parę słów. To już nie jest to, co kiedyś, ale mimo wszystko wciąż jest cenne. Ja mam chłopaka, a on od niedawna dziewczynę. Gdy pierwszy raz się o tym dowiedziałam, przyjęłam to całkiem normalnie, ale przyznam szczerze, że w duchu trochę ironicznie. Pomyślałam, że pewnie to kolejna krótka przygoda, która z racji dziecinnych zagrań D. i braku empatii niebawem się skończy. Wciąż nie byłam zdziwiona, gdy zobaczyłam ich wspólne pozowane zdjęcia, ale dopadło mnie to wreszcie, gdy dowiedziałam się, że razem zamieszkali. Nie chcę z nim być, nie żałuję, że się rozstaliśmy, ale na wiadomość o tym coś mnie ukłuło..
     Tak, ewidentny syndrom psa ogrodnika: sam nie weźmie, ale obcemu nie da. Był rzekomo we mnie taki zakochany, a teraz inna odbiera jego telefon. Jaka ja czuję się z tym odruchem banalna i płytka; i dochodzę jednocześnie do wniosku, że kobiety to jednak proste i strasznie w niektórych sytuacjach przewidywalne stworzenia. Nie, nie będę się jeszcze bardziej pogrążać i nie opublikuję zdjęć z Włóczykijem. No może chociaż status zmienię na "w związku".. ale to tylko dlatego, że czas najwyższy (!)- chyba :P

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz