Kobiety zawsze chcą więcej, podczas gdy mężczyźni zdecydowanie mniej. Albo przynajmniej prawie zawsze. Kiedyś usłyszałam, że facet po pierwszej randce może mieć co najwyżej ochotę na drugą, a kobieta zaraz po niej zatrzymuje się przy wystawach z sukniami ślubnymi i zaczyna się zastanawiać nad jedną z nich. Oczywiście przerysowany stereotyp, ale jak każdy z nich, ma w sobie trochę prawdy.
Od Norberta chciałam więcej. Od samego początku, chociaż przyznam z ręką na sercu, że wtedy w ogóle mu tego nie okazywałam. Przynajmniej nie tak od razu. Minęło trochę czasu i zaczęła mnie cała sytuacja niecierpliwić. No bo przecież ileż można się spotykać tylko i wyłącznie na dyskotekach?? I to jest ten moment, kiedy facet stwierdza, że kobieta na niego "naciska". Popełniłam błąd. Nie chodzi o oczekiwania, tylko po prostu o sam fakt ich okazywania. Straciłam czas na strzępienie języka. Trzeba go było od razu bez słowa zostawić. I po sprawie.
Wobec Łukasza- starej nowej miłości- również miałam oczekiwania. I to wszystko z jego winy! Bez przerwy byłam na "nie", nawet jeśli chodzi o spotkanie. To on nalegał, przekonywał, mówił "myślę, tęsknię" itd. W końcu dałam sobie zrobić śmietnik w głowie i co mi z tego przyszło?? Po raz kolejny się wygłupiłam. Zaczęłam mieć wymagania, pretensje czy nawet żale. Zaczęłam oczekiwać- po dwóch spotkaniach! I to od faceta z własnym, niepoukładanym życiem. Nic dziwnego, że się wystraszył. Idiotka!
W takich właśnie momentach nienawidzę być kobietą. Marzę o tym, by być jak facet i od dziś mam zamiar te marzenia wcielić w życie.
Bo oni całkiem inaczej podchodzą do takich rzeczy. Zawsze co najmniej zdrowo, często lekceważąco- dla kobiet niestety, ale gdyby tak odwrócić role... Mam dość myślenia o tym, co będzie jutro. Chcę cieszyć się tym, co jest dziś! I chcę myśleć najpierw o sobie- dopiero potem o kimś. Taka właśnie teraz będę- męska. Nawet typowo, bo mam zamiar czasem zapominać o mężczyznach pamiętając wpierw o sobie :) Tak dla zdrowia ;) I myślicie, że skutek będzie taki, że oni również będą mnie mieli w dupie? Oj jestem przekonana, że stanie się całkiem na odwrót. Mężczyźni, te często proste istoty, zawsze najbardziej uganiają się za kobietami, które ich lekceważą. I to jest w końcu dobry plan :)
Ps. Dla niedoinformowanych- raz na zawsze skończyłam z Norbertem. Koniec kontaktów, gdybania i czekania na gwiazdkę z nieba. Facet ani trochę na mnie nie zasługuje.
sobota, 31 maja 2014
niedziela, 25 maja 2014
126. atak paniki
Przerażające uczucie. Człowiek budzi się w środku nocy, nie może oddychać a żołądek podchodzi do gardła. Dobrze, że byłam na tyle zmęczona, by pomimo tego zasnąć.
Spędziłam dzisiejszą noc w klubie- w gronie trochę zapomnianych koleżanek. Strasznie mi się nie chciało wychodzić z domu, ale postanowiłam się zmusić. Wieczór bez szczególnych wrażeń: głośna muzyka, dużo ludzi, bardziej i mniej normalni faceci, alkohol. Skąd więc ta panika nad ranem? Bo Aga, jedna z wczorajszych towarzyszek, która pochodzi z moich okolic i mieszka na stałe w Poznaniu, ma faceta. A jeszcze niedawno tak płakała i narzekała na swoją samotność- towarzyszka niedoli powiedziałabym. Pozostałe "koleżanki" facetów nie mają, ale..mają po 20 lat. A ja 32 i wciąż jestem sama. Pustka, przerażająca pustka.
Tak wiem, wiele przede mną, jeszcze się wszystko może zdarzyć. I nie ironizuję. Tylko..jeśli nie zmienię swojego nastawienia i postępowania to sama sobie zasłużę na dokuczliwą i permanentną samotność. Nie wiem, czy byłabym w stanie to znieść- ale to już inna historia. Najważniejszy wniosek na dziś to taki, że sama sobie jestem winna. Sama z własnej woli zamknęłam się w czterech ścianach. Nie w tym tygodniu, nie miesiąc temu, ale jakieś kilka lat temu. Mój świat i moje zabawki. Bo przecież ileż razy rezygnowałam z wyjścia do ludzi, by zaszyć się w domu i zająć czytaniem, oglądaniem, pracą- czyli tym, co zawsze było albo ważniejsze albo przyjemniejsze. Z jednej strony lubię dobrze wyglądać, ale z drugiej już od dawna jestem niechętna na spojrzenia obcych. Nawet do sklepu z tego powodu nie wychodzę, bo przecież ktoś mógłby mnie zobaczyć a na bóstwo w takich sytuacjach zrobiona nie jestem. Pokochałam swój fotel, swoje łóżko i wszystko to, co jest w obrębie kilku metrów od nich. I oczywiście często zasunięte żaluzje. Bo przecież ktoś mógłby zobaczyć, że jestem i nalegać na wyjście.
Mój dom, do którego tak szybko biegnę z pracy, zmienił się z bezpiecznej przystani w więzienie. I to tylko i wyłącznie przeze mnie. Uciekłam od ludzi. Zaszyłam się, schowałam, odwróciłam plecami. Moje zainteresowania ograniczyły się do tego, co mam pod ręką, a marzenia poza tym bardzo oddaliły. Przestałam się śmiać i zarażać energią. Wypełniła mnie gorycz i złość- na wszystko i wszystkich.
Muszę coś z tym zrobić, bo to się naprawdę źle skończy... I nawet już nie chodzi o poznanie kogoś, co po prostu o zwyczajne wyjście do ludzi. Nikt do mnie nie przyjdzie, jeśli ja się zamknę.
Dziś zrobiłam mały, ale jakże ważny dla mnie pierwszy krok. Wybrałam się na przejażdżkę rowerem. Już krótka rozmowa z napotkanym osobami dała mi iskierkę nadziei, że może być lepiej. Bo niestety, ale zrobiło się źle. Smutno, przygnębiająco, nerwowo a nawet depresyjnie. Chcę z tego wyjść i muszę.
Na teraz- codzienny rowerek a na niebawem odświeżenie relacji ze znajomymi. I oczywiście spełnianie marzeń :-)
Spędziłam dzisiejszą noc w klubie- w gronie trochę zapomnianych koleżanek. Strasznie mi się nie chciało wychodzić z domu, ale postanowiłam się zmusić. Wieczór bez szczególnych wrażeń: głośna muzyka, dużo ludzi, bardziej i mniej normalni faceci, alkohol. Skąd więc ta panika nad ranem? Bo Aga, jedna z wczorajszych towarzyszek, która pochodzi z moich okolic i mieszka na stałe w Poznaniu, ma faceta. A jeszcze niedawno tak płakała i narzekała na swoją samotność- towarzyszka niedoli powiedziałabym. Pozostałe "koleżanki" facetów nie mają, ale..mają po 20 lat. A ja 32 i wciąż jestem sama. Pustka, przerażająca pustka.
Tak wiem, wiele przede mną, jeszcze się wszystko może zdarzyć. I nie ironizuję. Tylko..jeśli nie zmienię swojego nastawienia i postępowania to sama sobie zasłużę na dokuczliwą i permanentną samotność. Nie wiem, czy byłabym w stanie to znieść- ale to już inna historia. Najważniejszy wniosek na dziś to taki, że sama sobie jestem winna. Sama z własnej woli zamknęłam się w czterech ścianach. Nie w tym tygodniu, nie miesiąc temu, ale jakieś kilka lat temu. Mój świat i moje zabawki. Bo przecież ileż razy rezygnowałam z wyjścia do ludzi, by zaszyć się w domu i zająć czytaniem, oglądaniem, pracą- czyli tym, co zawsze było albo ważniejsze albo przyjemniejsze. Z jednej strony lubię dobrze wyglądać, ale z drugiej już od dawna jestem niechętna na spojrzenia obcych. Nawet do sklepu z tego powodu nie wychodzę, bo przecież ktoś mógłby mnie zobaczyć a na bóstwo w takich sytuacjach zrobiona nie jestem. Pokochałam swój fotel, swoje łóżko i wszystko to, co jest w obrębie kilku metrów od nich. I oczywiście często zasunięte żaluzje. Bo przecież ktoś mógłby zobaczyć, że jestem i nalegać na wyjście.
Mój dom, do którego tak szybko biegnę z pracy, zmienił się z bezpiecznej przystani w więzienie. I to tylko i wyłącznie przeze mnie. Uciekłam od ludzi. Zaszyłam się, schowałam, odwróciłam plecami. Moje zainteresowania ograniczyły się do tego, co mam pod ręką, a marzenia poza tym bardzo oddaliły. Przestałam się śmiać i zarażać energią. Wypełniła mnie gorycz i złość- na wszystko i wszystkich.
Muszę coś z tym zrobić, bo to się naprawdę źle skończy... I nawet już nie chodzi o poznanie kogoś, co po prostu o zwyczajne wyjście do ludzi. Nikt do mnie nie przyjdzie, jeśli ja się zamknę.
Dziś zrobiłam mały, ale jakże ważny dla mnie pierwszy krok. Wybrałam się na przejażdżkę rowerem. Już krótka rozmowa z napotkanym osobami dała mi iskierkę nadziei, że może być lepiej. Bo niestety, ale zrobiło się źle. Smutno, przygnębiająco, nerwowo a nawet depresyjnie. Chcę z tego wyjść i muszę.
Na teraz- codzienny rowerek a na niebawem odświeżenie relacji ze znajomymi. I oczywiście spełnianie marzeń :-)
niedziela, 11 maja 2014
125. i nic poza tym nie ma znaczenia
Miałam dzisiaj piękny sen. Gdy go od razu z rana opowiadałam mamie, obie płakałyśmy.
Śniła mi się babcia. Przyszła do jednego z naszych rodzinnych domów, usiadła przy stole i zgromadziła wokół siebie wiele bliskich jej osób- żyjących.
Strasznie się ucieszyłam, gdy ją zobaczyłam.Tyle lat minęło od jej śmierci i są dni, kiedy bardzo mi jej brakuje. Byłam dzieckiem, gdy zmarła, ale do dziś kojarzy mi się z ciepłem, dobrocią i takim bezpieczeństwem.
W pokoju, w którym zaczęliśmy się przy niej gromadzić było trochę osób. Nie widziałam wszystkich, część przez mgłę, ale na pewno byłam ja, moja mama, kuzynki, chyba ciocia i kuzyn. Na pewno mieliśmy świadomość, że odwiedził nas jej duch, ale mimo wszystko zachowywaliśmy się normalnie. Rozmawialiśmy o czymś żywo, śmialiśmy się. Babcia wyglądała pięknie. Była szczęśliwa, roześmiana i jakby młodsza o kilkanaście lat.
Pamiętam, co powiedziała. "Przyszłam tutaj do was by na was poczekać. Będę tu siedzieć i czekać, bo ja was wszystkich ze sobą zabiorę. Za pół godziny"- tak mniej więcej. I wiecie jaka była moja pierwsza myśl po przebudzeniu? Że tyle moich trosk, zmartwień, nerwów, stresów i sercowych dylematów tutaj na ziemi nie mają tak naprawdę żadnego znaczenia. Są niczym przy śmierci. Babcia na mnie czeka i jeśli obiecała, że mnie ze sobą zabierze to wiem, że dotrzyma słowa. A przy tym nic tutaj- zwłaszcza materialnego się nie liczy. Bo prędzej czy później stanie się nicością. A życie zleci jak pół godziny, a nawet jak sekunda.
Śniła mi się babcia. Przyszła do jednego z naszych rodzinnych domów, usiadła przy stole i zgromadziła wokół siebie wiele bliskich jej osób- żyjących.
Strasznie się ucieszyłam, gdy ją zobaczyłam.Tyle lat minęło od jej śmierci i są dni, kiedy bardzo mi jej brakuje. Byłam dzieckiem, gdy zmarła, ale do dziś kojarzy mi się z ciepłem, dobrocią i takim bezpieczeństwem.
W pokoju, w którym zaczęliśmy się przy niej gromadzić było trochę osób. Nie widziałam wszystkich, część przez mgłę, ale na pewno byłam ja, moja mama, kuzynki, chyba ciocia i kuzyn. Na pewno mieliśmy świadomość, że odwiedził nas jej duch, ale mimo wszystko zachowywaliśmy się normalnie. Rozmawialiśmy o czymś żywo, śmialiśmy się. Babcia wyglądała pięknie. Była szczęśliwa, roześmiana i jakby młodsza o kilkanaście lat.
Pamiętam, co powiedziała. "Przyszłam tutaj do was by na was poczekać. Będę tu siedzieć i czekać, bo ja was wszystkich ze sobą zabiorę. Za pół godziny"- tak mniej więcej. I wiecie jaka była moja pierwsza myśl po przebudzeniu? Że tyle moich trosk, zmartwień, nerwów, stresów i sercowych dylematów tutaj na ziemi nie mają tak naprawdę żadnego znaczenia. Są niczym przy śmierci. Babcia na mnie czeka i jeśli obiecała, że mnie ze sobą zabierze to wiem, że dotrzyma słowa. A przy tym nic tutaj- zwłaszcza materialnego się nie liczy. Bo prędzej czy później stanie się nicością. A życie zleci jak pół godziny, a nawet jak sekunda.
sobota, 10 maja 2014
124. dobry plan
Norbert Norbert i Norbert...aż do usrania. Zakończyłam znajomość ciętą ripostą, wyrzuciłam wszystkie sentymenty do śmieci i zaczęłam się organizować z randkami- kilkoma ! I co mi to dało?? Zamiast zmądrzeć czuję się jak kompletna debilka...
Jakiś czas temu ze sobą rozmawialiśmy, już po całej emocjonalnej akcji odzyskiwania mojej własności. Luźno, spokojnie, dla mnie nawet obco- o tym, że przecież znajomymi możemy być. Definicja znajomych według mnie: formalność na facebooku i "cześć" gdybym nie daj Boże go jeszcze spotkała na swej drodze. Pewnie, że nawet na to nie zasłużył, ale ja potrafię się unieść ponad urazy, złości i ludzką głupotę- tak się zachowują eleganckie kobiety :)
No więc ok, bądźmy "znajomymi", pogadamy następnym razem za kilka lat :P Taaa...wczoraj się odezwał. Co u mnie słychać itp. pierdoły. On oczywiście pił browara i leżał przed tv- cały "intrygujący" i kreatywny Norbert. Wczoraj napisał a dziś, jakby tego było mało, zadzwonił (!). Warto zaznaczyć, że wcześniej nigdy mu się wobec mnie taki "szczodry gest" nie przydarzył.... A bo jest w Łodzi, to może ja na studiach też i wyskoczymy na kawę. Na szczęście ten weekend spędzam w domu, więc na tym się powinna zakończyć rozmowa prawda? A gdzie tam..przecież to by było zdecydowanie za mało..on przyjechał z kumplami, trochę piją, jutro jedzie zobaczyć motocykl, do którego się przymierza a wczoraj, tak leżąc i rozmyślając stwierdził, że chciałby iść ze mną w lipcu na wesele.
Wow, pomyślałam sobie, zaprasza mnie na wesele. Nie- wróć! W ogóle nie pomyślałam, bo się zgodziłam (!). "Bo przecież pójście z kolegą to nic złego"- stwierdził a ja mu przytaknęłam. Głupia głupia głupia- pierwsza myśl, zaraz po tym jak zaczęłam myśleć... On znowu chce mnie wykorzystać! Był jeden bal, drugi, kolejny i wtedy było dobrze. Imprezy się pokończyły to i znajomość również. Bo i po co? Do niczego innego w jego oczach się przecież nie nadaję... Zdarza się kolejna impreza, więc czas sobie o mnie przypomnieć..
Ale mam teraz bałagan w głowie. Sama jestem na siebie zła.. ale spokojnie, wszystko ogarnę. Taki mam zamiar. Pójdę z nim na wesele, mimo iż kompletnie na to nie zasłużył. I mam nadzieję, że to wesele, na którym będzie połowa jego rodziny :) Wystroję się, uczeszę, nawet zabłyszczę ! i sprawię, że wszyscy mnie tam pokochają :) Jego mama z siostrą już mają do mnie taki stosunek, więc jest to możliwe ;) A z nim..spędzę czas jak z kolegą. Tylko i wyłącznie :) Zero gestów, pocałunków i noc na osobnych łóżkach. Bo przecież jesteśmy tylko "znajomymi"- na każdym kroku będę mu dawała to odczuć. A po co? Po to, by w końcu stwierdził, że był głupi. Stwierdzenie ważne, ale tamte sprawy już absolutnie nie do ruszenia. Chcę tylko, by sobie uświadomił z kogo zrezygnował i z tym żył. A jeśli jego rodzina dodatkowo to samo potwierdzi...mój cel zostanie osiągnięty.
Taki mam sprytny zamiar :) Mam sporo czasu, więc psychicznie to sobie jak należy poukładam i w szczegółach zaplanuję. Jeśli choć trochę będę czuć, że nie podołam- zrezygnuję z tego wesela. Tu nie ma miejsca na błędy.
I co najważniejsze- muszę wreszcie się od niego uwolnić! Muszę przestać mieć choć minimalną nadzieję. Bo wystarczył jeden telefon, by zakiełkowała.. Koniec z tym ! Norbert to nic nie warty patafian i swoim "kwitnącym", uśmiechniętym i jednocześnie zimnym, koleżeńskim podejściem załatwię go tak jak na to zasługuje!!
Ps. Plan dobry, więc dlaczego teraz siedzę z rękami na głowie i czuję się jak idiotka?? Omotał mnie ten facet, ale ja będę sprytniejsza i mu pokażę, kto tu jest górą. Stawiając kropkę nad i- o!
Jakiś czas temu ze sobą rozmawialiśmy, już po całej emocjonalnej akcji odzyskiwania mojej własności. Luźno, spokojnie, dla mnie nawet obco- o tym, że przecież znajomymi możemy być. Definicja znajomych według mnie: formalność na facebooku i "cześć" gdybym nie daj Boże go jeszcze spotkała na swej drodze. Pewnie, że nawet na to nie zasłużył, ale ja potrafię się unieść ponad urazy, złości i ludzką głupotę- tak się zachowują eleganckie kobiety :)
No więc ok, bądźmy "znajomymi", pogadamy następnym razem za kilka lat :P Taaa...wczoraj się odezwał. Co u mnie słychać itp. pierdoły. On oczywiście pił browara i leżał przed tv- cały "intrygujący" i kreatywny Norbert. Wczoraj napisał a dziś, jakby tego było mało, zadzwonił (!). Warto zaznaczyć, że wcześniej nigdy mu się wobec mnie taki "szczodry gest" nie przydarzył.... A bo jest w Łodzi, to może ja na studiach też i wyskoczymy na kawę. Na szczęście ten weekend spędzam w domu, więc na tym się powinna zakończyć rozmowa prawda? A gdzie tam..przecież to by było zdecydowanie za mało..on przyjechał z kumplami, trochę piją, jutro jedzie zobaczyć motocykl, do którego się przymierza a wczoraj, tak leżąc i rozmyślając stwierdził, że chciałby iść ze mną w lipcu na wesele.
Wow, pomyślałam sobie, zaprasza mnie na wesele. Nie- wróć! W ogóle nie pomyślałam, bo się zgodziłam (!). "Bo przecież pójście z kolegą to nic złego"- stwierdził a ja mu przytaknęłam. Głupia głupia głupia- pierwsza myśl, zaraz po tym jak zaczęłam myśleć... On znowu chce mnie wykorzystać! Był jeden bal, drugi, kolejny i wtedy było dobrze. Imprezy się pokończyły to i znajomość również. Bo i po co? Do niczego innego w jego oczach się przecież nie nadaję... Zdarza się kolejna impreza, więc czas sobie o mnie przypomnieć..
Ale mam teraz bałagan w głowie. Sama jestem na siebie zła.. ale spokojnie, wszystko ogarnę. Taki mam zamiar. Pójdę z nim na wesele, mimo iż kompletnie na to nie zasłużył. I mam nadzieję, że to wesele, na którym będzie połowa jego rodziny :) Wystroję się, uczeszę, nawet zabłyszczę ! i sprawię, że wszyscy mnie tam pokochają :) Jego mama z siostrą już mają do mnie taki stosunek, więc jest to możliwe ;) A z nim..spędzę czas jak z kolegą. Tylko i wyłącznie :) Zero gestów, pocałunków i noc na osobnych łóżkach. Bo przecież jesteśmy tylko "znajomymi"- na każdym kroku będę mu dawała to odczuć. A po co? Po to, by w końcu stwierdził, że był głupi. Stwierdzenie ważne, ale tamte sprawy już absolutnie nie do ruszenia. Chcę tylko, by sobie uświadomił z kogo zrezygnował i z tym żył. A jeśli jego rodzina dodatkowo to samo potwierdzi...mój cel zostanie osiągnięty.
Taki mam sprytny zamiar :) Mam sporo czasu, więc psychicznie to sobie jak należy poukładam i w szczegółach zaplanuję. Jeśli choć trochę będę czuć, że nie podołam- zrezygnuję z tego wesela. Tu nie ma miejsca na błędy.
I co najważniejsze- muszę wreszcie się od niego uwolnić! Muszę przestać mieć choć minimalną nadzieję. Bo wystarczył jeden telefon, by zakiełkowała.. Koniec z tym ! Norbert to nic nie warty patafian i swoim "kwitnącym", uśmiechniętym i jednocześnie zimnym, koleżeńskim podejściem załatwię go tak jak na to zasługuje!!
Ps. Plan dobry, więc dlaczego teraz siedzę z rękami na głowie i czuję się jak idiotka?? Omotał mnie ten facet, ale ja będę sprytniejsza i mu pokażę, kto tu jest górą. Stawiając kropkę nad i- o!
środa, 7 maja 2014
123. wojna damsko- męska
Kobieta niechciana przez faceta, nawet najmniej ją interesującego, to kobieta zła! Tak, to o mnie teraz mowa. A kto, gdzie i kiedy? Łukasz. Nosz kurde małpa wstrętna, zaprzeszła i niewarta zachodu mnie olewa. Oj to dla mnie nie lada wyczyn, by powstrzymać się od zaczepki... Przed i po spotkaniu pałał do mnie miłością, tęsknotami i nie wiadomo jeszcze jakimi farmazonami, a po moim rzadkim odzewie, zamiast się intensywniej starać, milczy. Widzę, że z wiekiem przybyło mu sprytu. To próba sił- jest pewien, że ja nie wytrzymam. Nie chce za mną biegać jak jeszcze kilka tygodni temu, bo chce, by było na odwrót. W końcu tyle się namęczył i naczekał na spotkanie...
Za chiny ludowe nie dam się owinąć wokół palca i się nie odezwę! Sam w końcu nie wytrzyma ;)
Ps. Coraz bardziej nie znoszę ładnych, szczęśliwych par- zwłaszcza tych młodszych ode mnie. Cieszę się, gdy zrywają...a to oznacza, że nie jest dobrze. Dobra randka pilnie potrzebna :P
Za chiny ludowe nie dam się owinąć wokół palca i się nie odezwę! Sam w końcu nie wytrzyma ;)
Ps. Coraz bardziej nie znoszę ładnych, szczęśliwych par- zwłaszcza tych młodszych ode mnie. Cieszę się, gdy zrywają...a to oznacza, że nie jest dobrze. Dobra randka pilnie potrzebna :P
wtorek, 6 maja 2014
122. święty spokój- czy aby na pewno pożądany?
Jest po 16 a telefon wciąż milczy... czuję się z leksza nieswojo...bo ileż można się cieszyć ze świętego spokoju?? ;)
Pokusiłam się o mały eksperyment. Który pierwszy się odezwie, nad tym intensywniej się zastanowię. Eksperyment, który chyba nie wypali :P Bo się uzależniłam od tych rozmów i rozmóweczek i chyba ciężko mi będzie się powstrzymać od jakiejś zaczepki...no co? Wiosna jest :)
I matury też. Dziś poszła matma- pocieszałam płaczącą ulubienicę :/
Mini news od Norberta. Łaskawie mi oznajmił, że nie wyszło ze względu na odległość. No tak, te 100 km dla osób pracujących, zmotoryzowanych i niezależnych to straszna przeszkoda... Jednak po kilku zdaniach rozmowy stwierdził, że chętnie "dałby mi klapsa". Związek nie, ale erotyczne zabawy owszem- do tego byłam. Patałach i patafian, który nie zasługuje nawet na mały palec u mojej nogi. Potrzebna była ta głupota z jego strony, bo dzięki niej wiem na pewno, że miałam do czynienia ze zwykłym idiotą :)
Piszę tu i piszę, a telefon wciąż milczy...potopili się wszyscy, czy o co chodzi?? ;P
Pokusiłam się o mały eksperyment. Który pierwszy się odezwie, nad tym intensywniej się zastanowię. Eksperyment, który chyba nie wypali :P Bo się uzależniłam od tych rozmów i rozmóweczek i chyba ciężko mi będzie się powstrzymać od jakiejś zaczepki...no co? Wiosna jest :)
I matury też. Dziś poszła matma- pocieszałam płaczącą ulubienicę :/
Mini news od Norberta. Łaskawie mi oznajmił, że nie wyszło ze względu na odległość. No tak, te 100 km dla osób pracujących, zmotoryzowanych i niezależnych to straszna przeszkoda... Jednak po kilku zdaniach rozmowy stwierdził, że chętnie "dałby mi klapsa". Związek nie, ale erotyczne zabawy owszem- do tego byłam. Patałach i patafian, który nie zasługuje nawet na mały palec u mojej nogi. Potrzebna była ta głupota z jego strony, bo dzięki niej wiem na pewno, że miałam do czynienia ze zwykłym idiotą :)
Piszę tu i piszę, a telefon wciąż milczy...potopili się wszyscy, czy o co chodzi?? ;P
poniedziałek, 5 maja 2014
121. gorąca linia
Najwcześniej jest sms lub telefon od Pawła. Miły, sympatyczny chłopak z portalu randkowego, ale niestety z leksza nierozgarnięty i chyba niespecjalnie zaradny...bo czy może być zaradnym facet, który nie jeździ samochodem, bo nie ma pieniędzy na przegląd??Ok, poznaje go jeszcze, więc póki co go nie skreśliłam.
Szymon jest również "wirtualny" i możliwe, że taki pozostanie. Za młody- to raz i zdecydowanie zadzierający nosa. Ile to on nie miał lasek i jaki to on nie jest przystojny... pisze raz na kilka dni, bo nie może przeżyć, że ktoś mógłby się nim nie interesować a ja od czasu do czasu odpisuję. Jest zabawny, ma gadane i może kiedyś się z nim zobaczę- ale tylko jako z kolejnym kumplem.
Damian. Nie nowa historia, ale też nie nadzwyczajnie ciekawa. Kiedyś coś próbował, okazał się nieudolnym obiecywaczem a dziś chyba znów startuje :P Od czasu do czasu pisze, dzwoni a ja lubię komplementy, więc też jest. Bardziej dla rozrywki niż zobowiązań.
Marcin. Zabawna historia :) Już ponad rok próbuje się ze mną umówić na kawę i najprawdopodobniej wreszcie w ten weekend mu się uda ;) Poznał mnie, gdy byłam kupić z kuzynem auto i od tej pory tak na mnie uparł, że trwa przy tym do dziś. Czemu ja się opieram? Bo nigdy w życiu żaden facet nie startował do mnie na myjce samochodowej stwierdzając po paru sekundach, że nie chce innej dziewczyny :O Nie, nie jest desperatem. To zaradny, pracowity i sprytny życiowo facet, który tyra, bo marzy o domu i rodzinie. Tylko jakiś taki głośny i pewny siebie jest momentami...o wyzywaniu mnie, gdy chcę być tylko jego znajomą nie wspomnę :P Tekst "ze mną będziesz miała wszystko, bo tak o Ciebie zadbam" bardziej mnie przeraża niż przyciąga, ale pójdę z tym bałwanem na kawę :) Tyle czasu mi marudzi, awanturuje się i mówi, że jestem jedyna w swoim rodzaju, że niech już będzie. Jest zabawny a kawa raz to nie zawsze ;P
Łukasz. Stara nowa miłość mogłabym powiedzieć. Jaka to jest strasznie dawna, skomplikowana i długa historia...streszczenie jej to nie lada wyczyn. Łukasz to druga wielka miłość zaraz po tej pierwszej, wieloletniej. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i szybko zapomniałam o swoim chłopaku. Nie przez niego rozwalił się mój pierwszy poważny związek. Wtedy już dawno mnóstwo rzeczy się psuło, ale dzięki Łukaszowi pojawił się wreszcie słuszny impuls by powiedzieć "dość". Tak jak ta decyzja była dobra, tak związek z Łukaszem już niestety kiepski. Zostawił mnie po miesiącu dla innej, a potem wielokrotnie wracał. Ja też zresztą nie byłam mu dłużna. Kłótnie, namiętności, nawet seks bez zobowiązań- oj wiele się wtedy działo. Byłam od niego uzależniona, on ode mnie już chyba nie aż tak bardzo. Gd skończyłam studia, wróciłam do domu i nasz kontakt się urwał. Były o dziwo kolejne powroty, ale pewnego dnia zdecydowałam się na ostateczne przerwanie naszych chorych relacji i w moim życiu zapanował wreszcie błogi spokój. Wyłączając oczywiście kolejne nieudane związki.. :P Minęło wiele lat..6 czy nawet 7. Łukasz poznał dziewczynę, zamieszkał z nią i dorobił się dziecka. W sierpniu zeszłego roku, po wielokrotnym przyprawianiu mu przez partnerkę rogów, wyprowadził się od niej. Dostał to, co swego czasu serwował innym. Bo był zajebistym casanovą i ch*jem- tak konkretnie.
A dziś? Dziś od wielu tygodni się ze mną kontaktuje i nawet jesteśmy po pierwszym spotkaniu. Nie byłam zbyt chętna, zwłaszcza po jego wylewnym okazywaniu uczuć wobec dziewczyny, która rzekomo jako jedyna w jego życiu była wartościową. Te czasy już minęły. Wydoroślałam, zmądrzałam i się zmieniłam. Nie jestem już tą głupiutką dziewczynką, która nie widziała poza nim świata. Śmiać mi się chce, gdy sobie to wszystko wspominam- taki jest obecnie mój stosunek do tej sprawy. No ale nalegał- dość długo i jakoś tak..zrobiło mi się go szkoda, więc ok, za kawę nie idzie się do więzienia.
Była kolacja, kawa, szejk i nawet pocałunek, po którym nie mogłam się go pozbyć...:P No bo chciałam sprawdzić czy coś jeszcze czuję i wiecie co? Nic. Naprawdę nic. On już dawno stał się dla mnie wyjątkowo zbędny... Chociaż nie, poczułam jedną rzecz- jego stosunek do mnie. Pisał wcześniej, że tęskni, że marzy o kolejnej szansie, bo chce naprawić swoje życiowe błędy, ale nie sądziłam, że aż tak go wzięło... Bo wzięło i to na serio. A co najdziwniejsze- kurde on naprawdę jest jakiś inny...
Po spotkaniu ulżyło mi, że mam już ten cyrk z głowy, a dziś..irytuje mnie fakt, że tak rzadko się do mnie odzywa (!). Muszę szybko się z kimś umówić, by nie robić sobie w tej sprawie bałaganu w głowie, bo naprawdę nie warto. Partnera na wesela potrzebuję- to mi teraz spędza sen z powiek !
Tak się rozgadałam, że zapomniałam o znaczącym tytule posta :P Telefon wrze i dzwoni co parę minut a ja ledwo nadążam za odpisywaniem i rozmowami. Nie wiedziałam, że poszukiwanie męża może być aż tak wyczerpujące.. W cudzysłowie oczywiście ;) I wiecie co w tym wszystkim jest najbardziej tragiczne?? Że jak bym miała dziś wybrać z powyższych kandydatów to wszyscy lądują w koszu- ot czeka mnie pewne staropanieństwo...:/
Ps. Gratuluję wszystkim, którzy dotrwali do końca ;))
Szymon jest również "wirtualny" i możliwe, że taki pozostanie. Za młody- to raz i zdecydowanie zadzierający nosa. Ile to on nie miał lasek i jaki to on nie jest przystojny... pisze raz na kilka dni, bo nie może przeżyć, że ktoś mógłby się nim nie interesować a ja od czasu do czasu odpisuję. Jest zabawny, ma gadane i może kiedyś się z nim zobaczę- ale tylko jako z kolejnym kumplem.
Damian. Nie nowa historia, ale też nie nadzwyczajnie ciekawa. Kiedyś coś próbował, okazał się nieudolnym obiecywaczem a dziś chyba znów startuje :P Od czasu do czasu pisze, dzwoni a ja lubię komplementy, więc też jest. Bardziej dla rozrywki niż zobowiązań.
Marcin. Zabawna historia :) Już ponad rok próbuje się ze mną umówić na kawę i najprawdopodobniej wreszcie w ten weekend mu się uda ;) Poznał mnie, gdy byłam kupić z kuzynem auto i od tej pory tak na mnie uparł, że trwa przy tym do dziś. Czemu ja się opieram? Bo nigdy w życiu żaden facet nie startował do mnie na myjce samochodowej stwierdzając po paru sekundach, że nie chce innej dziewczyny :O Nie, nie jest desperatem. To zaradny, pracowity i sprytny życiowo facet, który tyra, bo marzy o domu i rodzinie. Tylko jakiś taki głośny i pewny siebie jest momentami...o wyzywaniu mnie, gdy chcę być tylko jego znajomą nie wspomnę :P Tekst "ze mną będziesz miała wszystko, bo tak o Ciebie zadbam" bardziej mnie przeraża niż przyciąga, ale pójdę z tym bałwanem na kawę :) Tyle czasu mi marudzi, awanturuje się i mówi, że jestem jedyna w swoim rodzaju, że niech już będzie. Jest zabawny a kawa raz to nie zawsze ;P
Łukasz. Stara nowa miłość mogłabym powiedzieć. Jaka to jest strasznie dawna, skomplikowana i długa historia...streszczenie jej to nie lada wyczyn. Łukasz to druga wielka miłość zaraz po tej pierwszej, wieloletniej. Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia i szybko zapomniałam o swoim chłopaku. Nie przez niego rozwalił się mój pierwszy poważny związek. Wtedy już dawno mnóstwo rzeczy się psuło, ale dzięki Łukaszowi pojawił się wreszcie słuszny impuls by powiedzieć "dość". Tak jak ta decyzja była dobra, tak związek z Łukaszem już niestety kiepski. Zostawił mnie po miesiącu dla innej, a potem wielokrotnie wracał. Ja też zresztą nie byłam mu dłużna. Kłótnie, namiętności, nawet seks bez zobowiązań- oj wiele się wtedy działo. Byłam od niego uzależniona, on ode mnie już chyba nie aż tak bardzo. Gd skończyłam studia, wróciłam do domu i nasz kontakt się urwał. Były o dziwo kolejne powroty, ale pewnego dnia zdecydowałam się na ostateczne przerwanie naszych chorych relacji i w moim życiu zapanował wreszcie błogi spokój. Wyłączając oczywiście kolejne nieudane związki.. :P Minęło wiele lat..6 czy nawet 7. Łukasz poznał dziewczynę, zamieszkał z nią i dorobił się dziecka. W sierpniu zeszłego roku, po wielokrotnym przyprawianiu mu przez partnerkę rogów, wyprowadził się od niej. Dostał to, co swego czasu serwował innym. Bo był zajebistym casanovą i ch*jem- tak konkretnie.
A dziś? Dziś od wielu tygodni się ze mną kontaktuje i nawet jesteśmy po pierwszym spotkaniu. Nie byłam zbyt chętna, zwłaszcza po jego wylewnym okazywaniu uczuć wobec dziewczyny, która rzekomo jako jedyna w jego życiu była wartościową. Te czasy już minęły. Wydoroślałam, zmądrzałam i się zmieniłam. Nie jestem już tą głupiutką dziewczynką, która nie widziała poza nim świata. Śmiać mi się chce, gdy sobie to wszystko wspominam- taki jest obecnie mój stosunek do tej sprawy. No ale nalegał- dość długo i jakoś tak..zrobiło mi się go szkoda, więc ok, za kawę nie idzie się do więzienia.
Była kolacja, kawa, szejk i nawet pocałunek, po którym nie mogłam się go pozbyć...:P No bo chciałam sprawdzić czy coś jeszcze czuję i wiecie co? Nic. Naprawdę nic. On już dawno stał się dla mnie wyjątkowo zbędny... Chociaż nie, poczułam jedną rzecz- jego stosunek do mnie. Pisał wcześniej, że tęskni, że marzy o kolejnej szansie, bo chce naprawić swoje życiowe błędy, ale nie sądziłam, że aż tak go wzięło... Bo wzięło i to na serio. A co najdziwniejsze- kurde on naprawdę jest jakiś inny...
Po spotkaniu ulżyło mi, że mam już ten cyrk z głowy, a dziś..irytuje mnie fakt, że tak rzadko się do mnie odzywa (!). Muszę szybko się z kimś umówić, by nie robić sobie w tej sprawie bałaganu w głowie, bo naprawdę nie warto. Partnera na wesela potrzebuję- to mi teraz spędza sen z powiek !
Tak się rozgadałam, że zapomniałam o znaczącym tytule posta :P Telefon wrze i dzwoni co parę minut a ja ledwo nadążam za odpisywaniem i rozmowami. Nie wiedziałam, że poszukiwanie męża może być aż tak wyczerpujące.. W cudzysłowie oczywiście ;) I wiecie co w tym wszystkim jest najbardziej tragiczne?? Że jak bym miała dziś wybrać z powyższych kandydatów to wszyscy lądują w koszu- ot czeka mnie pewne staropanieństwo...:/
Ps. Gratuluję wszystkim, którzy dotrwali do końca ;))
piątek, 2 maja 2014
120. tu i teraz
Nareszcie jestem- tu i teraz. Klasy maturalne odeszły, weekend majowy trwa. Przede mną egzaminy na studiach i praktyki. Ale nie będę pisać, że tylko to mi zostało i może jeszcze tamto i wreszcie odzyskam życie. Nie! Już teraz je mam i mam zamiar brać z niego pełnymi garściami.
Obowiązków przede mną jest jeszcze wiele, ale kto ich nie ma? Jeżeli teraz, w tym momencie nie wrócę do dawnej, energicznej, wesołej i bawiącej się Baby to nigdy to nie nastąpi. Bo nigdy nie zdarzy się tak, że wszystko zrobię. Wniosek nie smutny-a prawdziwy, życiowy. I mam zamiar stawić mu śmiało czoła :)
Ps. Z Norbertem zakończyłam definitywnie znajomość. Zanim to nastąpiło, musiałam "powalczyć" o swoją własność, ale na szczęście to już przeszłość. Zero sentymentów w tej sprawie. Ani trochę na nie nie zasłużył. I nie ma mowy o wchodzeniu po raz kolejny w to gówno! Zbyt wiele razy dobrowolnie w nie wdepnęłam i koniec z tym. Nie tylko dlatego, że zawalił. To nie facet dla mnie- na dłuższą metę. Bo może być nim osoba, która w Dzień Kobiet ogranicza się do smsa: "Wszystkiego najlepszego z okazji Twojego święta".. i tyle? No nie bardzo.. Faceci, którzy są obecnie na "moim" horyzoncie mogą się pochwalić zdecydowanie lepszymi umiejętnościami dbania o kobietę ;)
Obowiązków przede mną jest jeszcze wiele, ale kto ich nie ma? Jeżeli teraz, w tym momencie nie wrócę do dawnej, energicznej, wesołej i bawiącej się Baby to nigdy to nie nastąpi. Bo nigdy nie zdarzy się tak, że wszystko zrobię. Wniosek nie smutny-a prawdziwy, życiowy. I mam zamiar stawić mu śmiało czoła :)
Ps. Z Norbertem zakończyłam definitywnie znajomość. Zanim to nastąpiło, musiałam "powalczyć" o swoją własność, ale na szczęście to już przeszłość. Zero sentymentów w tej sprawie. Ani trochę na nie nie zasłużył. I nie ma mowy o wchodzeniu po raz kolejny w to gówno! Zbyt wiele razy dobrowolnie w nie wdepnęłam i koniec z tym. Nie tylko dlatego, że zawalił. To nie facet dla mnie- na dłuższą metę. Bo może być nim osoba, która w Dzień Kobiet ogranicza się do smsa: "Wszystkiego najlepszego z okazji Twojego święta".. i tyle? No nie bardzo.. Faceci, którzy są obecnie na "moim" horyzoncie mogą się pochwalić zdecydowanie lepszymi umiejętnościami dbania o kobietę ;)
Subskrybuj:
Posty (Atom)