środa, 14 grudnia 2011

22. echhhh...

W okresie zbliżających się świąt, człowiek odczuwa większą niż zwykle potrzebę bycia potrzebnym... przynajmniej ja tak czuję.
   R. pracuje od rana do wieczora: rano we Wrocławiu, do późna w nocy przy remoncie domu. On tyra, a to ja mam dość. Nie widzimy się już trzeci tydzień- to nie jest normalne (!).
   Przecież ja to nawet zakochana w nim nie jestem, więc sama się dziwię jakim sposobem to wszystko się jeszcze trzyma. Poznaliśmy się na portalu randkowym prawie rok temu. Strasznie go początkowo zbywałam, bo czekałam na inną "miłość", ale sytuacja się zmieniła, gdy tamta pewnego dnia kopnęła mnie dobitnie w dupę.
   R. jest taki.... bardzo zamknięty w sobie. Minęło sporo czasu zanim zaczęłam się troszkę do niego przekonywać. Na wszystkie dziwne, najmniej domyślne strony okazywał swoje uczucia i tylko bystrość mojego umysłu sprawiała, że to widziałam. Ochłapy widziałam- taka prawda. Widzieliśmy się raz w tygodniu i to tylko wieczorami. Zaniedbywanie mnie w weekendy i "słitaśne" sms-y od licznych "niuniek" zadecydowały o tym, że go z hukiem wypieprzyłam. Srebrne bmw-u od początku mnie bojowo nastawiało i sprawdziło się.
   O dziwo długo smęcił o przebaczenie- ponad trzy miesiące. Zdążyłam wypróbować w tym czasie dwóch kolejnych amantów, więc do przeterminowanego nie było mi spieszno. No ale wreszcie się z nim spotkałam. Dlaczego? Bo się nieprzerwanie przy mnie upierał skubany, a to znaczy, że coś tu musi być na rzeczy;> Jest coś takiego, co sprawia, że bardzo nas do siebie ciągnie. I nie tylko o seks chodzi, chociaż ten oczywiście jest godny pochwały;)
   Od końca września znów się spotykamy. Przyjęłam kilka twardych warunków, które mają sprawić, że poczuję się pewniej. Jeden z nich: nie zaproszę go do siebie na kawę dopóki sam nie wyjdzie z taką propozycją w stosunku do mnie. Tamtego czasu poznał nawet moją mamę, a ja nawet nie wiem jak się nazywa wioska, w której mieszka (i tak jakoś specjalnie mnie to nie nurtuje, ale to już swoją drogą:P).
   Kolejny ważny warunek: ani słowa o Sylwestrze, zobaczymy czy sam o nim pomyśli.
   Kurcze...nadal nie jestem w nim zakochana. Coś mnie przyciąga, ale w wielu sytuacjach jestem pewna, że to nie facet dla mnie. Zamknięty w sobie, uparty, małomówny (zwłaszcza w kwestii telefonicznych kontaktów). Czy to już ten etap, kiedy jestem z kimś tylko dlatego, żeby nie być sama? Tak, myślałam o tym..o byciu z kimś z rozsądku. Wypróbowałam tyle możliwości, spaliłam tyle nadziei, więc o złudzeniach już dawno nie mam pojęcia. A może to po prostu brak siły? Z drugiej jednak strony znam siebie i wiem, że nie potrafię się do niczego zmuszać z powodu jakichkolwiek, nawet najwyższych racji. Dziwnie się czuję nie wiedząc w jakim miejscu stoję. Dobrze, że mnie chociaż doświadczenie ratuje, a ono mi mówi, że wszystkiego się dowiem w swoim czasie, tylko że ja go nie mam zbyt wiele. No chyba, że wszystko wcześniej się rozwali, bo zapomnimy oboje, z powodu jego pracy, jak wyglądamy:P I tak źle i tak niedobrze- czuję się tak strasznie zaniedbana...echhhh..... Szczęśliwe, stęsknione i sms-ujące bez przerwy związki- cholernie wam zazdroszczę...:/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz