W okresie zbliżających się świąt, człowiek odczuwa większą niż zwykle potrzebę bycia potrzebnym... przynajmniej ja tak czuję.
R. pracuje od rana do wieczora: rano we Wrocławiu, do późna w nocy
przy remoncie domu. On tyra, a to ja mam dość. Nie widzimy się już
trzeci tydzień- to nie jest normalne (!).
Przecież ja to nawet
zakochana w nim nie jestem, więc sama się dziwię jakim sposobem to
wszystko się jeszcze trzyma. Poznaliśmy się na portalu randkowym prawie
rok temu. Strasznie go początkowo zbywałam, bo czekałam na inną
"miłość", ale sytuacja się zmieniła, gdy tamta pewnego dnia kopnęła
mnie dobitnie w dupę.
R. jest taki.... bardzo zamknięty w sobie.
Minęło sporo czasu zanim zaczęłam się troszkę do niego przekonywać. Na
wszystkie dziwne, najmniej domyślne strony okazywał swoje uczucia i
tylko bystrość mojego umysłu sprawiała, że to widziałam. Ochłapy
widziałam- taka prawda. Widzieliśmy się raz w tygodniu i to tylko
wieczorami. Zaniedbywanie mnie w weekendy i "słitaśne" sms-y od
licznych "niuniek" zadecydowały o tym, że go z hukiem wypieprzyłam.
Srebrne bmw-u od początku mnie bojowo nastawiało i sprawdziło się.
O dziwo długo smęcił o przebaczenie- ponad trzy miesiące. Zdążyłam
wypróbować w tym czasie dwóch kolejnych amantów, więc do
przeterminowanego nie było mi spieszno. No ale wreszcie się z nim
spotkałam. Dlaczego? Bo się nieprzerwanie przy mnie upierał skubany, a
to znaczy, że coś tu musi być na rzeczy;> Jest coś takiego, co
sprawia, że bardzo nas do siebie ciągnie. I nie tylko o seks chodzi,
chociaż ten oczywiście jest godny pochwały;)
Od końca września
znów się spotykamy. Przyjęłam kilka twardych warunków, które mają
sprawić, że poczuję się pewniej. Jeden z nich: nie zaproszę go do
siebie na kawę dopóki sam nie wyjdzie z taką propozycją w stosunku do
mnie. Tamtego czasu poznał nawet moją mamę, a ja nawet nie wiem jak się
nazywa wioska, w której mieszka (i tak jakoś specjalnie mnie to nie
nurtuje, ale to już swoją drogą:P).
Kolejny ważny warunek: ani słowa o Sylwestrze, zobaczymy czy sam o nim pomyśli.
Kurcze...nadal nie jestem w nim zakochana. Coś mnie przyciąga, ale w
wielu sytuacjach jestem pewna, że to nie facet dla mnie. Zamknięty w
sobie, uparty, małomówny (zwłaszcza w kwestii telefonicznych kontaktów).
Czy to już ten etap, kiedy jestem z kimś tylko dlatego, żeby nie być
sama? Tak, myślałam o tym..o byciu z kimś z rozsądku. Wypróbowałam tyle
możliwości, spaliłam tyle nadziei, więc o złudzeniach już dawno nie mam
pojęcia. A może to po prostu brak siły? Z drugiej jednak strony znam
siebie i wiem, że nie potrafię się do niczego zmuszać z powodu
jakichkolwiek, nawet najwyższych racji. Dziwnie się czuję nie wiedząc w
jakim miejscu stoję. Dobrze, że mnie chociaż doświadczenie ratuje, a
ono mi mówi, że wszystkiego się dowiem w swoim czasie, tylko że ja go
nie mam zbyt wiele. No chyba, że wszystko wcześniej się rozwali, bo
zapomnimy oboje, z powodu jego pracy, jak wyglądamy:P I tak źle i tak
niedobrze- czuję się tak strasznie zaniedbana...echhhh..... Szczęśliwe,
stęsknione i sms-ujące bez przerwy związki- cholernie wam
zazdroszczę...:/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz