Byłam wczoraj na wieczorze panieńsko- kawalerskim. Alkohol, zabawa itp. klimaty. Nie piłam. Od jakiegoś czasu nie tykam alkoholu. Nie lubię i nie chcę i cieszy mnie fakt, że nikt nachalnie się temu nie sprzeciwia.
Same pary. To najważniejsza rzecz jaką kątem oka zaobserwowałam. Kuzynów nie doliczam do singlowania: jeden żonaty (żona z dziećmi u rodziców) a drugi randkujący. I ja... kobieta po trzydziestce. Uśmiechnięta, niezależna- dla widzów, dla siebie przede wszystkim przeraźliwie samotna. "Misiek, podaj mi sok, kochanie nie wygłupiaj się tak, skarbie już przestań"- dookoła wyłapywane takie i tym podobne cytaty. I ja. Niczyje "kochanie", niczyje "skarbie"- tym razem bez myśli typu: to ostatni rok mojej samotności. Bo myślałam tak pięć lat temu, a póki co nic się od tego czasu nie zmieniło.
Nie myślę o straconych szansach czy przegapionych "przystankach". Martwię się tym, że nikt tak naprawdę nigdy mi nie odpowiadał. Zawsze było jakieś "ale". Zdarzały się jednostkowe przypadki, gdy byłam gotowa bez zahamowań się zakochać jednak, jak na złość, to oni wtedy mieli "ale" wobec mnie. Pech. Straszny życiowy pech albo jakieś dziwne podłoże z dzieciństwa pt. "niemoc dotrwania do większych zażyłości". Coś na pewno, ale mało istotne skąd.
Chcę pogodzić się z moją samotnością, chcę cieszyć się własnym życiem w pojedynkę, ale jak mam to zrobić, gdy wszędzie są takie przeszkody? Na wesele idą w parach, na wczasy wyjeżdżają co najmniej w parach (samotny wypad to porażka, a z innymi parami smutek i upokorzenie piątego koła u wozu...tak wiem, nie zawsze, ale mnie to niestety zbyt często dopada). Nawet mój wymarzony lot balonem jest tylko parami (!). Gdziekolwiek wychodzę wszędzie widzę liczbę 2. 1 to przekleństwo.
A może widzę, bo chcę widzieć?... Nie jestem jedyną samotną osobą na tym świecie. Moja mama, moja kuzynka i wiele innych kobiet...mężczyzn nie biorę pod uwagę, bo oni zawsze mają łatwiej. Ile ja bym dała, by choć w takiej sytuacji być facetem. Bo on singlując nawet do 50-tki może być casanovą i bożyszczem kobiet, a ja co najwyżej starą panną, desperatką i kimś nad kim trzeba się litować.
Uśmiechnięte, pewne siebie kobiety sukcesu i różnych pasji tak nie mają. Ale czy ja, małomiasteczkowa "trzydziestka" potrafię taka być? Nie wiem. Muszę spróbować, bo niestety nie mam innego wyjścia.
Ps. Co z moim ostatnim "krzykiem" o zmiany? Coś się ruszyło. Nieznacznie, ale jednak. Oby ten mały kamyczek był jednym z wielu, które w końcu wywołają lawinę.
Przestań myśleć o tym,że jesteś sama. Dzisiaj jesteś jutro możesz być w zwiąku. Żyj chwilą i daj się jej nieść. Serdeczności.
OdpowiedzUsuńStaram się, cały czas się usilnie staram..
UsuńMasz sporo racji, single są dyskryminowani. Zwłaszcza kobiety. Nawet na popularnym "Grouponie" wyjazdy są co najmniej we dwoje. A jak chce człowiek wykupić gdzieś jedynkę to zawsze ma drożej
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że przyjdzie kiedyś taki czas, gdy ktoś wreszcie coś z tym zrobi.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńZgadzam się z DD, dopóki będziesz myśleć o sobie jak o samotnej i niechciane osobie to wszyscy wokół będą Cię tak postrzegać.Napisz sobie na lustrze lub nad łóżkiem Nie jestem samotna i czytaj go zawsze po przebudzeniu. To naprawdę dziala. cienie i blaski
OdpowiedzUsuńLuster u mnie sporo, ale niestety nie zawsze to jest takie proste.
UsuńWażne aby się nie załamywać i mieć siły, głowa do góry :)
OdpowiedzUsuńStaram się jak mogę..
OdpowiedzUsuń