Weekend chciałam spędzić poza domem i tak się rzeczywiście
stało. Wybrałam się ze znajomymi do niedawno otwartego klubu i mimo iż
byłam kierowcą, absolutnie tego wypadu nie żałuję. Mnóstwo kolorowych
świateł, dobrej muzyki i uśmiechniętych twarzy. Boże jak ja dawno nie
tańczyłam rock'n'rolla...wróciłam do domu przed szóstą rano z obolałymi
stopami, ale za to maksymalnie wypoczęta psychicznie. Czy warto
rozdrabniać się nad incydentem gorących pocałunków ze znajomym, który,
jak się potem okazało, ma dziewczynę? Chyba nie.. Ani przez chwilę nie
wiązałam z nim żadnych planów i vice versa, a pocałować mu się po prostu
pozwoliłam i już. Nie żałuję, bo nie mam zamiaru sobie w takich
sprawach żałować! A jego życie prywatne i tak mnie mało obchodzi; pewnie
dlatego, że nigdy nie chciałabym być na miejscu tej dziewczyny :P
Niedziela również należała do udanych- zwłaszcza pozornie.
Odkryłam, że bycie kierowcą to spoźnione, ale za to cenne plusy: nie
suszy mnie na drugi dzień, nie boli głowa, nie czuję się jak zwłoki a i
chęć do życia i np. zakupów we Wrocławiu wzorowa ;) Szału w sklepach na
chwilę obecną nie ma, ale na szczęście z pustymi rękoma nie wróciłam.
Czy dobre samopoczucie wciąż mi dopisywało? Tu akurat tym razem
zmiennie.. Miało być przyjemnie a skończyło się zapatrywaniem na
szczęśliwe, uśmiechnięte i przytulające się pary; przypadkowym
podsłuchiwaniem ich wyrażających miłość i szacunek rozmów, czy nawet
obserwowaniem ślicznych niewinnych dzieci.. W takich momentach czułam
się jakbym miała wagę co najmniej stu kombajnów- tak mi było ciężko.. I
nawet widok i empatia tycząca się osób na wózku "pomogła" tylko
troszeczkę, bo przecież jakim cudem można się na dłuższą metę podpierać
czyimś nieszczęściem??
Poniedziałek zaczął się rewelacyjnie. Miałam energię, pomysły i
chęć do pracy. Rozładowany telefon uważałam za zrządzenie losu, bo nie
chciałam chociażby odruchowo na niego zerkać w dzień ściągnięcia gipsu
przez Włóczykija. Samopoczucie dobre z rana było, ale się skończyło
wieczorem przy milczącym telefonie.. Tak strasznie się zarzekał, że chce
ze mną być, że mnie nie puści, że zaraz po ściągnięciu gipsu się
odezwie, a tu już drugi dzień po tym fakcie kompletna cisza.. O
milczeniu cały poprzedni tydzień już nawet nie wspominam, bo tylko głupi
się nie domyśli.
Nie, nie żałuję swojej decyzji, ale to wcale nie znaczy, że nie
jest mi ciężko. Tak strasznie obiecywał i co z tego mam? I dziwić się
potem, że im jestem starsza, tym mam większy problem z zaufaniem
komukolwiek.. Chciałam chociaż przez chwilę poczuć, że te cztery
miesiące co najmniej minimalnie były coś warte. A oprócz tego miałam
nadzieję, że jakimś cudem uda się rozwiązać mój obecny problem..
Cholerne wesele i inaczej tego nie potrafię nazwać. Za trzy
tygodnie mój najbliższy kuzyn się żeni i nie ma opcji, bym w jakikolwiek
sposób się z tej uroczystości wywinęła. Mam pecha, to fakt; i do
mężczyzn i do tego typu imprez, bo zawsze, odkąd pamiętam mało kiedy
byłam sama oprócz...właśnie takich sytuacji :/ Jakby to się nie mogło
stać parę tygodni później.. Miałam nadzieję, że zadzwoni, by potem móc
chociażby jako znajomego go na to wesele zaprosić. Przykleiłabym śliczny
aktorski uśmiech, weselny weekend szybko by zleciał i byłoby po
sprawie.
Nie, nie mogę zaprosić nikogo innego, bo to impreza prawie 200
kilometrów ode mnie z noclegami i z tego powodu na pewno nie wezmę na
nią osoby, którą znam tylko pobieżnie. Poza tym nie znoszę "rodzinnego"
przyklejania do mnie kompletnie mi obojętnych facetów, więc
najprawdopodobniej pójdę sama. I nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby
nie fakt, że zdjęcia na ślubie będzie robił mój "eks", który prawie mi
wyznał miłość, ja go w ramach "wdzięczności" dwa razy rzuciłam, a teraz
cieszy się szczęśliwym związkiem z ładną dziewczyną. Miałaby pirania
okazję na ucztowanie. Fuck.
A tak żeby było śmiesznie, Włóczykij ma tydzień wcześniej wesele
swojego brata. Gdyby się odezwał, mogłaby to wtedy być swego rodzaju
dyplomatyczna "wymiana", ale telefon wciąż milczy.. i oczywiście nie ma
możliwości, bym to ja w jakikolwiek sposób próbowała się kontaktować.
Zastanawia mnie jednak z kim, jeśli nie ze mną, pójdzie? Sam? Coraz
częściej dochodzą do mnie myśli, że gdzieś tu na tej scenie jest ktoś
trzeci... Nawet gdyby, to do jasnej cholery powinnam mieć to głęboko w
dupie! Poćwiczę to parę razy przed lustrem i więcej na takie głupie
dywagacje traciła czasu nie będę.
Pieprzone, złośliwe, pechowe życie. Dziś mam takie samopoczucie,
więc jutro będzie pewnie całkiem odmienne. Prawdziwa huśtawka nastrojów
to ostatnio moja smutna codzienność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz