środa, 19 września 2012

50. huśtawka nastrojów

     Weekend chciałam spędzić poza domem i tak się rzeczywiście stało. Wybrałam się ze znajomymi do niedawno otwartego klubu i mimo iż byłam kierowcą, absolutnie tego wypadu nie  żałuję. Mnóstwo kolorowych świateł, dobrej muzyki i uśmiechniętych twarzy. Boże jak ja dawno nie tańczyłam rock'n'rolla...wróciłam do domu przed szóstą rano z obolałymi stopami, ale za to maksymalnie wypoczęta psychicznie. Czy warto rozdrabniać się nad incydentem gorących pocałunków ze znajomym, który, jak się potem okazało, ma dziewczynę? Chyba nie.. Ani przez chwilę nie wiązałam z nim żadnych planów i vice versa, a pocałować mu się po prostu pozwoliłam i już. Nie żałuję, bo nie mam zamiaru sobie w takich sprawach żałować! A jego życie prywatne i tak mnie mało obchodzi; pewnie dlatego, że nigdy nie chciałabym być na miejscu tej dziewczyny :P
     Niedziela również należała do udanych- zwłaszcza pozornie. Odkryłam, że bycie kierowcą to spoźnione, ale za to cenne plusy: nie suszy mnie na drugi dzień, nie boli głowa, nie czuję się jak zwłoki a i chęć do życia i np. zakupów we Wrocławiu wzorowa ;) Szału w sklepach na chwilę obecną nie ma, ale na szczęście z pustymi rękoma nie wróciłam. Czy dobre samopoczucie wciąż mi dopisywało? Tu akurat tym razem zmiennie.. Miało być przyjemnie a skończyło się zapatrywaniem na szczęśliwe, uśmiechnięte i przytulające się pary; przypadkowym podsłuchiwaniem ich wyrażających miłość i szacunek rozmów, czy nawet obserwowaniem ślicznych niewinnych dzieci.. W takich momentach czułam się jakbym miała wagę co najmniej stu kombajnów- tak mi było ciężko.. I nawet widok i empatia tycząca się osób na wózku "pomogła" tylko troszeczkę, bo przecież jakim cudem można się na dłuższą metę podpierać czyimś nieszczęściem??
     Poniedziałek zaczął się rewelacyjnie. Miałam energię, pomysły i chęć do pracy. Rozładowany telefon uważałam za zrządzenie losu, bo nie chciałam chociażby odruchowo na niego zerkać w dzień ściągnięcia gipsu przez Włóczykija. Samopoczucie dobre z rana było, ale się skończyło wieczorem przy milczącym telefonie.. Tak strasznie się zarzekał, że chce ze mną być, że mnie nie puści, że zaraz po ściągnięciu gipsu się odezwie, a tu już drugi dzień po tym fakcie kompletna cisza.. O milczeniu cały poprzedni tydzień już nawet nie wspominam, bo tylko głupi się nie domyśli.
     Nie, nie żałuję swojej decyzji, ale to wcale nie znaczy, że nie jest mi ciężko. Tak strasznie obiecywał i co z tego mam? I dziwić się potem, że im jestem starsza, tym mam większy problem z zaufaniem komukolwiek.. Chciałam chociaż przez chwilę poczuć, że te cztery miesiące co najmniej minimalnie były coś warte. A oprócz tego miałam nadzieję, że jakimś cudem uda się rozwiązać mój obecny problem..
     Cholerne wesele i inaczej tego nie potrafię nazwać. Za trzy tygodnie mój najbliższy kuzyn się żeni i nie ma opcji, bym w jakikolwiek sposób się z tej uroczystości wywinęła. Mam pecha, to fakt; i do mężczyzn i do tego typu imprez, bo zawsze, odkąd pamiętam mało kiedy byłam sama oprócz...właśnie takich sytuacji :/ Jakby to się nie mogło stać parę tygodni później.. Miałam nadzieję, że zadzwoni, by potem móc chociażby jako znajomego go na to wesele zaprosić. Przykleiłabym śliczny aktorski uśmiech, weselny weekend szybko by zleciał i byłoby po sprawie.
     Nie, nie mogę zaprosić nikogo innego, bo to impreza prawie 200 kilometrów ode mnie z noclegami i z tego powodu na pewno nie wezmę na nią osoby, którą znam tylko pobieżnie.  Poza tym nie znoszę "rodzinnego" przyklejania do mnie kompletnie mi obojętnych facetów, więc najprawdopodobniej pójdę sama. I nie byłoby w tym nic strasznego, gdyby nie fakt, że zdjęcia na ślubie będzie robił mój "eks", który prawie mi wyznał miłość, ja go w ramach "wdzięczności" dwa razy rzuciłam, a teraz cieszy się szczęśliwym związkiem z ładną dziewczyną. Miałaby pirania okazję na ucztowanie. Fuck.
     A tak żeby było śmiesznie, Włóczykij ma tydzień wcześniej wesele swojego brata. Gdyby się odezwał, mogłaby to wtedy być swego rodzaju dyplomatyczna "wymiana", ale telefon wciąż milczy.. i oczywiście nie ma możliwości, bym to ja w jakikolwiek sposób próbowała się kontaktować. Zastanawia mnie jednak z kim, jeśli nie ze mną, pójdzie? Sam? Coraz częściej dochodzą do mnie myśli, że gdzieś tu na tej scenie jest ktoś trzeci... Nawet gdyby, to do jasnej cholery powinnam mieć to głęboko w dupie! Poćwiczę to parę razy przed lustrem i więcej na takie głupie dywagacje traciła czasu nie będę.
     Pieprzone, złośliwe, pechowe życie. Dziś mam takie samopoczucie, więc jutro będzie pewnie całkiem odmienne. Prawdziwa huśtawka nastrojów to ostatnio moja smutna codzienność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz