Czekałam aż do dziś. Wszystkie odczucia, które opisałam
wczęśniej były maksymalnie szczere, ale ponieważ również do
bezsensownych i niemądrych myśli potrafię się przyznać, nie mogę o tym
nie napisać. Tak się zarzekał, że nawet jeśli nie będę odbierała jego
telefonów, w sobotę po zdjęciu gipsu na pewno się zobaczymy, a dziś...
dziś jest właśnie ta sobota i spędzam ją samotnie w czterech ścianach.
Głucha cisza... oprócz dźwięku opróżnianego kosza w komputerze...
Wczoraj wieczorem usunęłam wszystkie nasze wspólne i jego zdjęcia.
Ostatnie wizualne dowody naszej znajomości przed chwilą definitywnie
zniszczyłam i obym na żywo nie musiała sobie nigdy o nich przypominać.
To naprawdę koniec. Przestał dla mnie istnieć.
Jestem sama i sama idę na wesele. Głowa do góry, pierś do przodu
i żadnych przyklejanych uśmiechów przy boku "kogokolwiek". Z tą decyzją
naprawdę dobrze się czuję.
I jeszcze jedno: chcę, by kiedyś tego pożałował; by pomyślał, że
rezygnując z tego wszystkiego okazał się najgłupszym facetem na
świecie. Tego pragnę i to jednocześnie wymazuję z pamięci.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz