środa, 24 lutego 2016

177. Bezcenna pomoc i życzliwość

     Tyle się nasłuchałam negatywnych opinii o moim miejscowym szpitalu. Że umieralnia, że niekompetentni lekarze i że czas najwyższy go zamknąć. Mój strach przed szpitalami w ogóle raczej jednak nie z tego wynikał. W szpitalu byłam raz w życiu- gdy się urodziłam i z pewnością brak styczności z tym miejscem spowodował u mnie tak wielki strach. W końcu najbardziej boimy się tego, czego nie znamy.
     Najlepiej nie słuchać plotek, tylko samemu sprawdzić. Szpital w tej kwestii powinien być wyjątkiem (przecież nikomu go nie życzymy), ale mój sześciodniowy pobyt w tym miejscu sprawił, że osobiście doświadczyłam, jak jest na prawdę.
     Byłam obolała, wykończona i nie mogłam ustać na nogach, ale w miejscowym szpitalu- dzięki przesympatycznym pielęgniarkom i ludzkiemu personelowi czułam się naprawdę jak człowiek. Nawet więcej: czułam się, jak osoba chora, która otaczana jest szczególną troską. Na porządku dziennym były słowa "proszę" i "dziękuję". Pielęgniarki mnie często doglądały i chętnie ze mną rozmawiały. Gdy mnie ledwo żywą przewijały nie czułam się jak przedmiot, nie czułam się nawet skrępowana. Dla nich to była rutyna, ale ja ani przez chwilę nie poczułam się jak jej obiekt. Najmniej sympatyczną osobę, na jaką się natknęłam to salowa, która była małomówna. Trudno ją więc nawet nazwać niesympatyczną tylko dlatego, że z nikim gorszym pod względem zachowania nie miałam do czynienia.
     Myślę często o pielęgniarce, która zamiast mnie skrzyczeć z powodu płaczu przez kolejną igłę pocieszyła i obiecała delikatność. Cały czas była uśmiechnięta i rozmowna. Zaleciła odpoczynek i cierpliwie zapewniła, że nic mnie nie będzie boleć.
     Może to dziwnie zabrzmi, ale dobrze mi tam było. Leżałam w czystej i wyremontowanej jednoosobowej sali i naprawdę niczego mi nie brakowało. Nie byłam wyróżniona, bo personel dla wszystkich pacjentów był uczynny i miły, a sale i toalety na całym piętrze zadbane. Gdyby nie to, że "wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej" pewnie bym tam bez problemu mogła zostać dłużej. Po wyjściu nawet tęskniłam- za innymi pacjentami i za szczególną atmosferą szpitalnej mszy. Ale o tym opowiem już następnym razem.

8 komentarzy:

  1. "Że umieralnia, że niekompetentni lekarze i że czas najwyższy go zamknąć." - Czy Ty mieszkasz w moim mieście? Toż to mówią o naszym szpitalu.
    Jak widać - nie zawsze prawdziwe jest to, co gadają. Serdecznosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I całe szczęście, że nie zawsze..oby takich niespodzianek jak najwięcej ;-)

      Usuń
  2. ja niestety nie mam tak dobrych wspomnień ze szpitala,głównie dlatego,ze brak bliskich,ogromny ból i presja położnych mocno dały mi się psychicznie we znaki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to niedobrze..mam nadzieję, że teraz jest już lepiej !

      Usuń
    2. tak,o niebo lepiej. z dnia na dzień robię coraz większe postępy,dobrze jem,mam wokół siebie bliskich,ich pomoc,to naprawdę bezcenne.

      Usuń
    3. Bardzo mnie to cieszy :-)

      Usuń
  3. Nie lubię szpitali, jakoś się ich boję. Ale kiedy mój tata leżał w szpitalu to powiem szczerze nikt nie mógł narzekać. Wspaniałe pielęgniarki, mili lekarze, jedzenie może nie z restauracji,ale ciepłe i dodające sił. A tyle się nasłuchałam o koszmarze szpitalnym...
    https://sweetcruel.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Budująca opowieść ludzkiej życzliwości, kompetencji i empatii. Z przyjemnością się czytało, gdyż w większości, to rzeczywiście rzadka opinia kondycji naszej służby zdrowia! :) miło posłuchać, ale mimo wszystko - już tam nie wracaj! zdrówka życzę :)

    OdpowiedzUsuń