Miało być energicznie, z maksymalną dyscypliną i chęciami do działania. Posprzątałam, zrobiłam zakupy, poplanowałam a praca dyplomowa wciąż leży odłogiem... Chciałam się pocieszyć "niepisaniną" innych osób z seminarium, ale niestety nikt, poza mną, nie może się pochwalić tak marnymi efektami. I wiecie, co w tym wszystkim jest najbardziej niepokojące? Fakt, że jakoś specjalnie się tym nie przejmuję.
Bo dobrze mi jest. Ogarnęłam mieszkanie P., zrobiłam zakupy i czekam aż mój luby wróci z pracy, by móc zaserwować pyszny obiad. Z pisaniem pracy dyplomowej wciąż nie wyszło, nawet książki o dziwo nie ruszyłam. Ale jestem tu dopiero pierwszy dzień, a same ferie trwają dopiero pierwszy tydzień.
Od małego poślizgu jeszcze nikt nie umarł. Egzaminy zdałam na piątki, wszystkie zaliczenia zebrałam, więc obecny stan rozleniwienia nie jest taką tragedią. Odpocząć musiałam, a że pracę wyślę kilka dni później niż zamierzałam, to już nie takie straszne zmartwienie.
Zaniedbałam z leksza kilka obowiązków z powodu spędzania czasu z P. Tak ostatnio zauważyłam.. Ale jak to powiedziała moja dobra znajoma: "W życiu nie zakochujesz się co tydzień", więc nie róbmy tragedii ;-)
Siądę, napiszę i odbiorę ten dyplom. Jutro będzie na to dobry dzień :-)
no stress,zdążysz! czasami trzeba sobie odpuścić obowiązki,by poświęcić się przyjemnościom,nic tak nie poprawia humoru i nie dodaje energii! :D
OdpowiedzUsuńOjj mi pracy już niby niewiele zostało ale jak już mi się nie chce tam zaglądać i tego poprawiać... Ojeju :/
OdpowiedzUsuń