Ładne "wow" zamieniło się w brzydkie gówno.
Bal nie wypalił z
rzekomego braku chętnych. Kolejne trzy spotkania z racji pobytu babci w
szpitalu. Tak, byłam wyrozumiała i zostałam przyciśnięta do muru, by
zaprosić M. na moją ważną imprezę z pracy przez telefon. Zgodził się,
obiecał. Ucieszył i kolejny raz obiecał, a mi ulżyło, że nie będę
musiała się chować między ludźmi z powodu samotnego przyjścia.
Piątek wieczór, dzień przed balem, sms: "Matka mojego dziecka
zaproponowała, byśmy znów byli razem. Cały dzień o tym myślałem i
zdecydowałem się spróbować. Nie mogę iść z Tobą na bal. Przepraszam.
Chciałem być wobec Ciebie w porządku." W porządku? Gdzie tu do jasnej
cholery był wobec mnie w porządku??? Pytałam go tysiąc razy, jakie są
jego relacje z matką dziecka. Wahałam się ze spotkaniem, bo wiedziałam,
że to dość ryzykowna "inwestycja". Ale on zapewniał mnie, że to już
bardzo dawno zamknięta sprawa i że już długo jest sam i chce kogoś
poznać. Dzwonił, deklarował, więc się zgodziłam.
Druga sprawa:
obiecał. OBIECAŁ, że pójdzie ze mną na bal. Wieczór przed zostawił mnie
na lodzie (!). To też jest w porządku?? Z drugiej strony to taki dziwny
zbieg okoliczności z tą kolejną próbą... akurat wtedy, gdy miał
zmienić termin odwiedzin u dziecka z racji planowanego wieczoru ze
mną... Pomińmy. Sprawa zamknięta. Kolejna, więc mam już wprawę. I nie
jestem przeciwniczką schodzenia się ludzi z dziećmi, ale absolutnie nie
pochwalam niepotrzebnego angażowania w to wszystko osób trzecich.
Na bal poszłam z kuzynem; tonący brzytwy się chwyta:P I nie było tak
strasznie i wręcz przeciwnie. Kuzyn to jeszcze duże dziecko i w paru
sytuacjach byłam z jego powodu zażenowana. Na szczęście o naszym
pokrewieństwie prawie wszyscy wiedzieli i ostatecznie bez przeszkód się
wytańczyłam za wszystkie czasy;)
Ps. R. się pojawił znów na
horyzoncie. Wiem wiem, nie wchodź dwa razy do tej samej rzeki. W tym
przypadku to już do bagna wracam i to po raz enty zbrzydnięty :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz