W ten weekend miałam zjazd na uczelni. Na szczęście to studia podyplomowe, więc rozpoczynając trzeci semestr, jednocześnie przygotowuję się do ich zakończenia. Od jakiegoś czasu zaczęłam się zastanawiać, co w takim razie dalej? Nie tylko po kolejnym zrealizowanym kierunku (na swoim koncie mam już dwa magisterskie), ale w ogóle w kwestii mojej zawodowej realizacji.
Jestem nauczycielką- to już wiecie. Pracuję w szkole średniej prawie siedem lat, jednak w tym roku, po raz pierwszy, na niepełnym etacie. Reforma (znaczne obcięcie godzin) i drastycznie mniejsza liczba uczniów to najważniejsze przyczyny takiego stanu rzeczy. Realnej groźby zwolnienia również.
Zaproponowałam sobie samej dwie opcje do wyboru (w każdej z nich priorytetem jest nauka). Albo wybieram się na kolejny, pedagogiczny kierunek studiów, który będąc już czwartym umocni moją pozycję w szkole (tak przypuszczam). Albo zrealizuję w końcu jedną z rzeczy, którą od dawna planuję, by w przyszłości ukierunkować się na zmianę pracy. Wybór trudny, bo dalekowzroczny, a jak wiemy, w życiu nie zawsze wszystko wychodzi tak, jak sobie to zaplanujemy.
Bycie nauczycielem było jednym z moich największych marzeń. Zrealizowałam je, jestem zadowolona, spełniona i ciężko by mi było z tego zrezygnować. Jeszcze ciężej przyjąć wymówienie, biorąc zwłaszcza pod uwagę fatalne perspektywy dla kobiet na rynku pracy. Jestem humanistką, więc gdzie znajdę zajęcie? W supermarkecie? Nawet tam nie. Zbyt wysokie kwalifikacje.
Kolejny pedagogiczny kierunek mógłby mnie zabezpieczyć. Nauczyciel z czterema kierunkami studiów to nauczyciel wszechstronny i cenny, więc może się bardzo przydać. Jednak jeśli mimo ewentualnego powyższego wyboru i tak mnie zwolnią? Będę sobie pluć w twarz za niepotrzebnie wydane pieniądze, które mogłam przeznaczyć na niezbędne przekwalifikowanie się.
Opcja druga: studia językowe, które mogłyby mi otworzyć drogę do wielu innych zawodów. I to jednoczesne poczucie, że robię coś dla siebie- nie tylko dla innych. Mogłabym się podszkolić, dawać korepetycje albo może nawet wyjechać do innego kraju z lepszymi perspektywami. Tylko, że zawód nauczyciela to ten od dawien dawna wymarzony. Stąd taki dylemat.
Podjęłam tymczasową decyzję "na przeczekanie". Ponieważ jakiekolwiek studia mogłabym zacząć dopiero w przyszłym roku, dam sobie jeszcze trochę czasu. Poczekam aż sytuacja się rozwinie i może chociaż trochę rozjaśni. Wierzę, że przyjdzie moment, kiedy będę wiedziała, co robić.
Nauczyciele w szkołach średnich nie mają teraz lekko. Władza załatwiła nas reformą i niżem demograficznym spowodowanym masową ucieczką Polaków za granicę, czy też niemożnością utrzymania w polskiej rodzinie większej liczby dzieci. I najgorsza w tym wszystkim jest ta niechęć i brak wiary w zmianę na lepsze. Dlatego nie byłam na wyborach.
Niestety, podobnie myślę. Wkurzająca jest taka bezsilność.
OdpowiedzUsuńOwszem, ale najważniejsze, że intensywnie poszukuję rozwiązania.
Usuńjakiś czas temu miałam podobną sytuację, ale nie wolno tracić wiary...
OdpowiedzUsuńI uporu w dążeniu do celu.
Usuńskończyłam studia językowe i powiem Ci,że jeśli nie jesteś NAPRAWDĘ dobra językowo,to nie porywałabym się na taki wybór,bo to naprawdę bardzo trudny kierunek,dla mnie typowo dla pasjonatów języka,poprawności,gramatyki,literatury,a nie każdy się w czymś takim dobrze czuje. przykładowo na moim roku zaczynało prawie 50 osób,licencjat zrobiło ok.10,a magisterkę zaledwie 7. wiele osób odpadło,bo było zbyt słabych.
OdpowiedzUsuńJeżeli zdecydują się zabrać za studia językowe to nigdy ot tak sobie tylko naprawdę ze sporą determinacją.
Usuńmasz sporo do przemyślenia :) mam nadzieję, że wszystko Ci się ułoży
OdpowiedzUsuńPowoli cierpliwie do celu..:-)
Usuń