piątek, 28 lutego 2014

114. strasznie naiwni i nierozumni są Ci niektórzy mężczyźni

     Odezwał się jak gdyby nigdy nic. I nie ze zwyczajnym zapytaniem, co u mnie słychać, ale z nagłymi wylewnymi wyrazami tęsknoty i dawnych uczuć. Uczuć, których nie ruszaliśmy od dobrych sześciu lat. Oczywiście od razu, jak to ja, wyczułam drugie dno tego nagłego odzewu. Przewertowałam jego profil i zauważyłam, że brakuje kilku zdjęć... z jego dziewczyną i jednocześnie matką jego córki. Zapytałam i miałam rację- przyprawiła mu rogi, podobno nie  po raz pierwszy i się od niej wyprowadził.
     Oj strasznie naiwni i nierozumni są Ci niektórzy mężczyźni. Po tylu latach, podczas których miał mnie głęboko w dupie, odzywa się jak gdyby nigdy nic i oczekuje, że rzucę mu się na szyję. Nawet więcej: jest zszokowany i zdziwiony moją suchą i pozbawioną wrażliwości reakcją. Owszem, kiedyś byłam w nim przeraźliwie zakochana, ale dziś, porównując mój tamtejszy rozum z obecnym, mogę śmiało mówić o bezgranicznej przepaści. Przecież ja wtedy miałam, jeśli chodzi o sprawy prywatne, intelekt dziecka. Skrzywdzona, porzucona przez pierwszą miłość, z którą spędziłam prawie cztery lata, bardzo szybko i bez oporów schroniłam się przy chłopaku, który tak naprawdę nie był mnie wart. Miał gadane, świetny wygląd i z łatwością zawrócił mi w głowie. A potem okazał się ostatnim fiutem, który mnie zdradził i porzucił jak kolejną zabawkę.
     Dlaczego jednak ta historia jest mimo wszystko specyficzna i pamiętliwa? Bo to nie był koniec naszej znajomości. Potem się trochę ocknęłam, stałam silniejsza, ale ewidentna słabość do Łukasza nie minęła. Pamiętam nawet, że robiłam wszystko by móc mu zaimponować i by zauważył, jak wartościową osobę zostawił. Ludzie wartościowi nie muszą innym tego udowadniać- tak na marginesie. Na pewno kojarzycie to uczucie: rozum mówi nie, a serce i nogi rozpływają się pod jednym spojrzeniem tej drugiej osoby; i całą mądrą filozofię szlag trafia :P Tak było właśnie z nami, a raczej z nim.
     Schodziliśmy się, kłóciliśmy i rozstawaliśmy. Byliśmy nawet jakiś czas tylko "przyjaciółmi" (czyt. kochankami bez zobowiązań). Tzn. oficjalnie byliśmy, bo ja w duchu wciąż miałam nadzieję, że Łukasz jakimś cudem stwierdzi, że jestem miłością jego życia. Oczywiście tak się nie stało i coraz częściej starałam się zerwać tą chora znajomość.
    Doszło do tego wreszcie, gdy opuściłam moje studenckie miasto i wróciłam na stare śmieci. Odległość pomogła mi w zwalczeniu tego dziwnego "uzależnienia", a kropkę nad i postawił nowy związek Łukasza i oczekiwanie na dziecko.
     Czy tamte uczucia chociaż w małym procencie mają szansę odżyć? Nie ma takiej możliwości. I nawet nie muszę się specjalnie starać, by tak się nie stało, po prostu one już nie istnieją. Moje dawne "ja" nie istnieje. Po skończeniu studiów pojawiło się mnóstwo nowych znajomości, nawet związków i to bezcenne doświadczenie sprawiło, że w życiu osobistym zrobiłam milowy krok naprzód. Zmądrzałam- po prostu, a znajomość z Łukaszem stała się co najwyżej zabawną, młodzieńczą mrzonką.
     Mrzonką z niedosytem- a jednak. Bo on wtedy był ode mnie lepszy. Modnie ubrany, wyczesany, pracujący, finansowo niezależny i z wielkim powodzeniem u kobiet. A ja..cicha myszka, skromnie i biednie wyglądająca, z koniecznością utrzymania się na studiach itp. problemami. Często czułam się przy nim gorsza, bez przerwy starałam się go dogonić i to ostatecznie zadziałało na jego niekorzyść- bo ileż można akceptować fakt bycia czyimś cieniem?
     Dziś sytuacja może się odwrócić... Łukasz strasznie się postarzał, wyłysiał i jakoś tak zbrzydł :P A ja..nie mówię, że jestem boginią piękności, ale mam pracę, jestem finansowo niezależna i mogę sobie pozwolić na regularne zakupy i spełnianie marzeń. Z dziewczynki stałam się kobietą- tak w skrócie mogę scharakteryzować tę różnicę. I wreszcie mogę być lepsza...to był ten niedosyt i to mnie napędza, by mimo wszystko się z nim spotkać.
     Oczywiście jako znajomi- cały czas mu to uświadamiam. On mimo to wkręca sobie jakieś różne dawne bajki i żyje "cudownymi" wspomnieniami podkreślając, że jego największą życiową głupotą była rezygnacja ze mnie, ale to po mnie spływa. Pojadę do studenckiego miasta, spędzę z nim trochę czasu i sprawię, że całym sobą będzie żałował, kim kiedyś tak pomiatał. I co najważniejsze- ani przez chwilę nie stanę się dla niego nikim więcej jak tylko uśmiechniętą znajomą :) I to nareszcie będzie właściwa kropka nad i :) Dla mnie, bo dla niego pewnie gorzki policzek..

1 komentarz:

  1. W pewnym okrezie życia zaczynamy żyć wspomnieniami. Bardzo mądre podejście. Zobaczysz, jak czasami fajnie jest popatrzeć na kogoś z góry. Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń