Jadę do ulubionego klubu raz na ruski rok, pobawić się, psychicznie odpocząć i kogo spotykam? W jednym kącie Włóczykija ze swoją "nową" dziewczyną (tą samą, ale nowszą ode mnie :P ), która rzekomo miała we wrześniu wyjechać do Holandii, a tu...już październik. W drugim kącie natomiast (jakby tego było mało) pamiętny Norbert, którego znów muszę unikać wzrokiem i pokazywać jaka to jestem megarozbawiona i megafantastyczna, absolutnie niezależna od jego towarzystwa. Bo przecież nie mogę okazać złości, rozczarowania itp. negatywnych uczuć, mimo iż są PRAWDZIWE. Prawda w takich sytuacjach jest czystą fikcją i nawet mnie udaje się zmusić do tej durnej hipokryzji.
Wracam do domu, otwieram facebook'a, a tam "słitaśne" zdjęcia moich eks. A to stara wielka miłość z nową miłością obejmującą się na tle Wiednia. A to holenderski Konrad z kolejną blondyną towarzyszącą mu w kolejnym zatłoczonym klubie. Dalej Łukasz...pamiętny Łukasz, który wykorzystał i rzucił jak zużytą lalę. Na zdjęciu profilowym obejmuje się z moją byłą uczennicą. No i jeszcze kolega weterynarz- wychowany i mądry, który najpierw mnie potrzebował, potem kompletnie olał a dziś strzela dziubkami do aparatu razem ze swoją towarzyszką. Parę kolejnych zdjęć i rzygam na monitor.
To tylko kilka przykładów miłostek i natykania się na moich eks, bo niestety zdarzyło się ich zdecydowanie więcej. W klubie, na ulicy, w sklepie i cholera wie, gdzie jeszcze. Gdy patrzę nieraz na to wszystko, zwłaszcza gdy się "szczęśliwie" to zbiega w jednym czasie, mam ochotę zniknąć. Albo się co najmniej schować pod obszerną kołdrą. Zamknąć oczy, zatkać uszy i nie wychodzić przez kilka lat. Nieświadomość w tym przypadku byłaby naprawdę cenna. Nie, nie usunę facebooka (o tym już myślałam), bo dzięki niemu mam kontakt z wieloma dobrymi, jeszcze z czasów studenckich, znajomymi. Selekcja czy też blokada "znajomych" też według mnie nie ma większego sensu. Bo czy da się w taki sposób uciec od czegoś, co kiedyś było częścią mnie? Czy komukolwiek udało się uciec od przeszłości??
Amnezja. To jedyny lek na to wszystko. Bo sam żal nie wystarczy. Nie mogę siebie winić za mnogość nieudanych znajomości. Stało się i już. A amnezja.. ona na pewno by mnie wyleczyła, niestety póki co takiego leku nie wynaleziono :/ Co nim w takim razie jest? Hobby? Nowa miłość?? Muszę się tego dowiedzieć i to cholernie jak najszybciej.
piątek, 25 października 2013
sobota, 19 października 2013
109. dojrzała miłość
Motylki w brzuchu..to pierwsze pamiętane przeze mnie objawy zakochania. Po nich bezsenne noce, marzenia żywcem ściągnięte z filmowego love story i niecierpliwe wyczekiwanie na "ciąg dalszy". Pierwsze nieśmiałe spotkania, pierwszy pocałunek, dotyk...oj jak się wtedy przyjemnie od tego wszystkiego kręciło w głowie ;) I ta słodka niewiedza, a w konsekwencji i naiwność- że skoro początek jak w bajce, to koniec inny być nie może.
Ostatnimi czasy tęskniłam za tamtymi uczuciami. Bo dziś to już przecież nie to samo, z ważnego nieodwracalnego powodu- nie mam już "nastu" lat a trzydzieści parę. Jestem pod wieloma względami doświadczoną osobą, a co za tym idzie, o wiele ostrożniejszą. Uważam z sympatiami, deklaracjami itp. "wzajemnościami". Staranniej dobieram sobie przyjaciół a nad potencjalnymi "spontanami" co najmniej raz poważnie myślę. Z jednej strony to dobre. Człowiek się tyle razy sparzył, że dobrze jest umieć się przed tym uchronić na przyszłość. Ale z drugiej...wszystkie motylki itp. emocjonalne stworki mają o wiele mniejszą szansę zaistnieć. A może już w ogóle nie mają szans się pojawić?
Bo teraz to wygląda całkiem inaczej. Poznanego mężczyznę najpierw długo "obserwuję". Rozmawiam, zadaję sporo pytań, interesuje mnie jego teraźniejszość i przyszłość. A gdy się z nim spotykam...nie patrzę głęboko w oczy i nie mdleję z ich powodu. Zwracam uwagę na jego kulturę osobistą, sposób wypowiadania się i stosunek wobec mojej osoby. Pocałunki ani przez chwilę mi w głowie. Pierwsze "emocjonalne" objawy wzajemności różnych to chęć oparcia głowy na jego ramieniu. To potrzeba opieki i poczucia bezpieczeństwa prawda? Motylki owszem, przyjemnie połaskoczą, ale już nie przytulą i nie uspokoją w trudnych chwilach życia...
Tylko czy to w takim razie też jest miłość? Bo motylków niestety nie ma, ale z drugiej strony...jest wiele innych rzeczy, których potrzebuję zdecydowanie bardziej. Jest rozmowa, interesowność i tyle wspaniałych zainteresowań. Tyle wspólnych spraw i poglądów. Czuję się taka...intelektualnie dopieszczona :) A może to jest właśnie miłość tylko zdecydowanie dojrzalsza?? Motylki ani trochę takie nie były, bo zawsze się kończyły kompletną katastrofą...
Zrobiło się tak..sentymentalnie. Idealnie na podzielenie się przy okazji jesiennymi perełkami prosto z naszych polskich gór :)
Ostatnimi czasy tęskniłam za tamtymi uczuciami. Bo dziś to już przecież nie to samo, z ważnego nieodwracalnego powodu- nie mam już "nastu" lat a trzydzieści parę. Jestem pod wieloma względami doświadczoną osobą, a co za tym idzie, o wiele ostrożniejszą. Uważam z sympatiami, deklaracjami itp. "wzajemnościami". Staranniej dobieram sobie przyjaciół a nad potencjalnymi "spontanami" co najmniej raz poważnie myślę. Z jednej strony to dobre. Człowiek się tyle razy sparzył, że dobrze jest umieć się przed tym uchronić na przyszłość. Ale z drugiej...wszystkie motylki itp. emocjonalne stworki mają o wiele mniejszą szansę zaistnieć. A może już w ogóle nie mają szans się pojawić?
Bo teraz to wygląda całkiem inaczej. Poznanego mężczyznę najpierw długo "obserwuję". Rozmawiam, zadaję sporo pytań, interesuje mnie jego teraźniejszość i przyszłość. A gdy się z nim spotykam...nie patrzę głęboko w oczy i nie mdleję z ich powodu. Zwracam uwagę na jego kulturę osobistą, sposób wypowiadania się i stosunek wobec mojej osoby. Pocałunki ani przez chwilę mi w głowie. Pierwsze "emocjonalne" objawy wzajemności różnych to chęć oparcia głowy na jego ramieniu. To potrzeba opieki i poczucia bezpieczeństwa prawda? Motylki owszem, przyjemnie połaskoczą, ale już nie przytulą i nie uspokoją w trudnych chwilach życia...
Tylko czy to w takim razie też jest miłość? Bo motylków niestety nie ma, ale z drugiej strony...jest wiele innych rzeczy, których potrzebuję zdecydowanie bardziej. Jest rozmowa, interesowność i tyle wspaniałych zainteresowań. Tyle wspólnych spraw i poglądów. Czuję się taka...intelektualnie dopieszczona :) A może to jest właśnie miłość tylko zdecydowanie dojrzalsza?? Motylki ani trochę takie nie były, bo zawsze się kończyły kompletną katastrofą...
Zrobiło się tak..sentymentalnie. Idealnie na podzielenie się przy okazji jesiennymi perełkami prosto z naszych polskich gór :)
niedziela, 6 października 2013
108. gorący wrzesień
Szkolny "gorący wrzesień" już za mną, a to znak, że mogę wreszcie zająć się sobą. Sobą czyli swoimi sprawami, w których swoje należne miejsce ma oczywiście ten blog :)
Na dobry październikowy początek zacznę od spraw organizacyjnych. Wszystkim stałym i nowym bywalcom dziękuję za odwiedziny, na pewno na dniach w podobny sposób się odwdzięczę :) Mam nadzieję, że nikt nie pomyślał, że mogę nie wrócić, bo mi się oczywiście ani przez chwilę to nie zdarzyło.
Sprawy zawodowe: ok. Z przyczyn ważnych pracuję w tym roku na półtorej etatu i dodatkowo niebawem zaczynam się dokształcać na studiach podyplomowych. Pracy jest sporo, ale póki co dobrze sobie radzę, więc nie marudzę ;)
Sprawy prywatne: oj tu jest spory "misz masz"... i chyba póki co wszystko się nie wyklaruje, nie będę się na ten temat rozwodzić. Nic złego się nie dzieje jednak z powodu obecnego "zamieszania" niecierpliwie wyczekuję właściwego czyli szczęśliwego ;) zakończenia.
Wisienką na dzisiejszym postowym torcie będzie piosenka i polecenie filmu "Wielki Gatsby". Chyba nigdy w życiu nie obejrzałam czegoś tak wzruszającego i ambitnego jednocześnie. Kto nie widział niech koniecznie to nadrobi !
Piosenką dzielę się jako jedną z moich aktualnych "perełek", która oczywiście z powyższym filmem nie jest w żaden sposób powiązana. To tak na wszelki wypadek tego typu przypuszczeń ;)
Spokojnego najbliższego tygodnia kochani :)
Na dobry październikowy początek zacznę od spraw organizacyjnych. Wszystkim stałym i nowym bywalcom dziękuję za odwiedziny, na pewno na dniach w podobny sposób się odwdzięczę :) Mam nadzieję, że nikt nie pomyślał, że mogę nie wrócić, bo mi się oczywiście ani przez chwilę to nie zdarzyło.
Sprawy zawodowe: ok. Z przyczyn ważnych pracuję w tym roku na półtorej etatu i dodatkowo niebawem zaczynam się dokształcać na studiach podyplomowych. Pracy jest sporo, ale póki co dobrze sobie radzę, więc nie marudzę ;)
Sprawy prywatne: oj tu jest spory "misz masz"... i chyba póki co wszystko się nie wyklaruje, nie będę się na ten temat rozwodzić. Nic złego się nie dzieje jednak z powodu obecnego "zamieszania" niecierpliwie wyczekuję właściwego czyli szczęśliwego ;) zakończenia.
Wisienką na dzisiejszym postowym torcie będzie piosenka i polecenie filmu "Wielki Gatsby". Chyba nigdy w życiu nie obejrzałam czegoś tak wzruszającego i ambitnego jednocześnie. Kto nie widział niech koniecznie to nadrobi !
Spokojnego najbliższego tygodnia kochani :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)