piątek, 20 marca 2009

6. kto wie

     I kto wie, może lada dzień nadejdzie kres mych męczarni.  M. przyjeżdża do Polski i spędzimy razem kilka dni na Mazurach. Boże, jak to nieprawdopodobnie brzmi.. Zaskoczył mnie perspektywą przylotu do kraju a propozycją spotkania jeszcze bardziej. Spędził cudowny urlop na gorących plażach i na pewno ma o wiele lepsze pomysły na wykorzystanie kolejnego wolnego tygodnia niż pobyt tutaj. Przecież nie lubi "marnować czasu na obcowanie z tym szarym krajem".. Wszystko się tak strasznie szybko potoczyło. Podejrzewałam co się święci- moja kobieca intuicja potrafi wyczuć każde "podchody" ;> Myślałam jednak, że będę miała więcej czasu do namysłu. I pod uwagę brałam co najwyżej kilkugodzinne spotkanie. Trzy dni razem na Mazurach, w pięknym hotelu i okolicy; jezioro, stadnina koni- mogłam się zastanawiać zaledwie dwa dni.. Musiałam się zgodzić, by móc wreszcie się dowiedzieć, czego tak naprawdę chcę, a raczej KOGO. To jedyny sposób, bo bycie w takiej sytuacji wcale mi się nie uśmiecha. I nie myślę o sobie, tylko o dwóch osobach, które z ufnością pokładają we mnie swe uczucia. Oczywiście M. również może w każdej chwili zrezygnować- w końcu spotka się ze mną po raz pierwszy. A K. zostaje tutaj.. Myśli, że jadę na trzy dni do koleżanki. Zastrzegłam sobie maksymalne milczenie przez ten czas: "Nie mam pracy, większość czasu przebywam w domu, mam dość tych czterech ścian. Chcę wyjechać i totalnie się od tego wszystkiego odciąć, by móc choć na kilka dni zapomnieć o swych problemach." Rozumie i akceptuje moją "potrzebę". Wyjeżdżam we wtorek.

CYTAT NA DZIŚ:
JEŚLI MASZ JEDEN ZEGAREK, WIESZ, KTÓRA GODZINA. GDY MASZ DWA ZEGARKI, NIGDY NIE JESTEŚ TEGO PEWIEN- anthony de mello

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz