I kto wie, może lada dzień nadejdzie kres mych męczarni. M.
przyjeżdża do Polski i spędzimy razem kilka dni na Mazurach. Boże, jak
to nieprawdopodobnie brzmi.. Zaskoczył mnie perspektywą przylotu do
kraju a propozycją spotkania jeszcze bardziej. Spędził cudowny urlop na
gorących plażach i na pewno ma o wiele lepsze pomysły na wykorzystanie
kolejnego wolnego tygodnia niż pobyt tutaj. Przecież nie lubi "marnować
czasu na obcowanie z tym szarym krajem".. Wszystko się tak strasznie
szybko potoczyło. Podejrzewałam co się święci- moja kobieca intuicja
potrafi wyczuć każde "podchody" ;> Myślałam jednak, że będę miała
więcej czasu do namysłu. I pod uwagę brałam co najwyżej kilkugodzinne
spotkanie. Trzy dni razem na Mazurach, w pięknym hotelu i okolicy;
jezioro, stadnina koni- mogłam się zastanawiać zaledwie dwa dni..
Musiałam się zgodzić, by móc wreszcie się dowiedzieć, czego tak naprawdę
chcę, a raczej KOGO. To jedyny sposób, bo bycie w takiej sytuacji wcale
mi się nie uśmiecha. I nie myślę o sobie, tylko o dwóch osobach, które z
ufnością pokładają we mnie swe uczucia. Oczywiście M. również może w
każdej chwili zrezygnować- w końcu spotka się ze mną po raz pierwszy. A
K. zostaje tutaj.. Myśli, że jadę na trzy dni do koleżanki. Zastrzegłam
sobie maksymalne milczenie przez ten czas: "Nie mam pracy, większość
czasu przebywam w domu, mam dość tych czterech ścian. Chcę wyjechać i
totalnie się od tego wszystkiego odciąć, by móc choć na kilka dni
zapomnieć o swych problemach." Rozumie i akceptuje moją "potrzebę".
Wyjeżdżam we wtorek.
CYTAT NA DZIŚ:
JEŚLI MASZ JEDEN ZEGAREK, WIESZ, KTÓRA GODZINA. GDY MASZ DWA ZEGARKI, NIGDY NIE JESTEŚ TEGO PEWIEN- anthony de mello
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz