środa, 4 marca 2009

4. usiadłabym sobie na drzewie

  Kobietą nigdy nie byłam i przyzwyczaiłam się upatrywać tego przyczynę w fakcie, iż miałam urodzić się chłopcem. Ot, częsta pomyłka małomiasteczkowych państwowych szpitali (jedno z moich priorytetowych powiedzeń: nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny nie pierwszy raz daje o sobie znać). Tata zagorzałym piłkarzem był i czekał na chłopca. Ale ponieważ był jednocześnie wiecznym imprezowiczem i szczeniacko- energiczną głową naszej rodziny, z drugiej córy okazał się równie mocno dumny. Duma wywlekła go na dwa dni z domu, więc możecie sobie wyobrazić jaka była wielka;)
     Duma dumą, chłopiec córą, a ta wewnętrznie zdeterminowaną chłopczycą. Luźna granatowa bluza, połatane, kryjące zadomowione na stałe sińce spodnie i adidasy- oto mój skromny portret z dzieciństwa. Tata nazywał "bączkiem" i "bąblem", mama- "cholerną powsinogą" (jak widać niezłomna różnica ich charakterów wdzierała się wszędzie). Byli Indianie, kowboje, a nawet wielcy podróżnicy- tak spędzałam czas z najbliższymi sąsiadami. Jedna dziewczyna i trzech braci (czyżby znów ta "przyczynowość"?). Były bitwy, ucieczki no i oczywiście supercenne skarby:) Zawsze grałam rolę księżniczki (hmm..) i zawsze miałam męża (no proszę, jakie to życie przewrotne) chroniącego mnie przed zaborczym oprawcą. Jak nie było zabaw to i lego się przydało, a nawet szafa rodziców ;> Bajki też były- a i owszem, ale pełniły niechlubną rolę "dodatków". Co tu się dziwić- mieliśmy lepsze pomysły na spędzanie czasu od samych twórców kreskówek:]
     Nie przesiadywaliśmy całymi dniami w domu- co to to nie. Czterościanowe zabawy były zarezerwowane wyłącznie dla Pani Zimy, a i to nie zawsze. Za to wiosną to się dopiero działo;> Gonitwy, podchody, "zdobyte", a wokoło tyle możliwości. Świeżo wybudowane osiedle (stąd ciągle świeże "wykopaliska"); las, przed nim garaże no i te kolosalne betonowe płyty przy drodze:] Całą sielankę dopełniał budynek przedszkola i sąsiadujący z nim plac zabaw. Wierzcie mi: mieszkanie w takim sąsiedztwie było naprawdę inspirujące. "Umiesz się huśtać do rury? Umiesz?"- pewnie, że umiałam, bo kto nie potrafił, nie znaczył więcej niż osiedlowy przeciętniak. Umiałam również co najmniej na pięć sposobów skakać przez płot (patrz--> zadomowione sińce) i znałam najciekawsze kryjówki:] W gonitwach nie byłam najlepsza, ale za to jako jedna z pierwszych wyposażyłam się w chomika:D Stadionowe mecze u boku ojca były jedynie skromnym uzupełnieniem tak barwnego dzieciństwa.
     Koleżanki. Nie posiadałam, bo najzwyczajniej w świecie ich nie potrzebowałam (określenie "nie lubiłam" też by pasowało). Nie kręciła mnie barbie, odpustowa torebka, czy dzwoniąca bransoletka. Te dziewczęce chichoczące minki, wyważone komentarze i niewinne ploteczki o "nowych psiapsiółach".. eeeee- na samą myśl mnie mdliło:/ 100% mojego towarzystwa stanowili chłopcy i przyznam szczerze, że to był chyba jeden z moich pierwszych życiowych wyborów:]
     I tym sposobem dotarłam w końcu do tytułowego drzewa. Otóż nie było w owym czasie w okolicy drzewa, na które nie potrafiłabym wleźć. A na wspomnianym wyżej placu zabaw było jedno wyjątkowe- bo moje ulubione:) Dzikie huśtanie na długich gałęziach wielkiej wierzby fajne było, ale fajniejsza była zabawa w dom. Mój pokój znajdował się zawsze najwyżej i tylko najwprawniejsi we wspinaczce mieli do niego wstęp. Tam było naprawdę wygodnie- tak bardzo, że dziś za tym zatęskniłam. Kochane słońce wreszcie zaczęło zwiastować przyjście wiosny, więc i na bliskość z naturą mi się zebrało. Usiadłabym sobie na "swym" drzewie i z zamkniętymi oczyma przytuliłabym się do słońca..i tak lekko by mi się oddychało, tak przyjemnie.. bez przymusów, problemów i całej tej dorosłości.. ach tak lekko..
     Tęsknoty tęsknotami, jednak najczęściej tylko marzeniami. Bezduszny woźny przedszkola wystrzygł koronę i powyżynał gałęzie mej wierzby. Cóż miałam robić?- westchnęłam ciężko i poszłam dalej. I nieważne, że w końcu uległam stanikowemu przymusowi, zaopatrzyłam się w stringi i zachorowałam na szpilki, bo wciąż się przyłapuję na tym, że tęsknię za tym drzewem.
     Ps. A barbie mimo wszystko w końcu otrzymałam. Miała na imię Miriam, była ruda, plastikowa i nie umiała zginać nóg (wstrętne radzieckie podróby) :/ Jak kupili mi w Niemczech "prawdziwą", to dopiero było wydarzenie:D Szkoda, że tylko dla mnie, bo koleżanki już dawno miały nie tylko barbie, ale i kena:/

CYTAT NA DZIŚ:
LUDZIE ZAWSZE MYŚLĄ NA ODWRÓT: SPIESZY IM SIĘ DO DOROSŁOŚCI, A POTEM WZDYCHAJĄ ZA UTRACONYM DZIECIŃSTWEM. TRACĄ ZDROWIE, BY ZDOBYĆ PIENIĄDZE, POTEM TRACĄ PIENIĄDZE, BY ODZYSKAĆ ZDROWIE. Z TROSKĄ MYŚLĄ O PRZYSZŁOŚCI, ZAPOMINAJĄC O CHWILI OBECNEJ I W TEN SPOSÓB NIE PRZEŻYWAJĄ ANI TERAŹNIEJSZOŚCI ANI PRZYSZŁOŚCI. ŻYJĄ JAKBY NIGDY NIE MIELI UMRZEĆ, A UMIERAJĄ JAKBY NIGDY NIE ŻYLI- paulo coelho "być jak płynąca rzeka"

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz