Kobietą nigdy nie byłam i przyzwyczaiłam się upatrywać tego przyczynę
w fakcie, iż miałam urodzić się chłopcem. Ot, częsta pomyłka
małomiasteczkowych państwowych szpitali (jedno z moich priorytetowych
powiedzeń: nic w życiu nie dzieje się bez przyczyny nie pierwszy raz
daje o sobie znać). Tata zagorzałym piłkarzem był i czekał na chłopca.
Ale ponieważ był jednocześnie wiecznym imprezowiczem i szczeniacko-
energiczną głową naszej rodziny, z drugiej córy okazał się równie mocno
dumny. Duma wywlekła go na dwa dni z domu, więc możecie sobie
wyobrazić jaka była wielka;)
Duma dumą, chłopiec córą, a ta
wewnętrznie zdeterminowaną chłopczycą. Luźna granatowa bluza, połatane,
kryjące zadomowione na stałe sińce spodnie i adidasy- oto mój skromny
portret z dzieciństwa. Tata nazywał "bączkiem" i "bąblem", mama-
"cholerną powsinogą" (jak widać niezłomna różnica ich charakterów
wdzierała się wszędzie). Byli Indianie, kowboje, a nawet wielcy
podróżnicy- tak spędzałam czas z najbliższymi sąsiadami. Jedna
dziewczyna i trzech braci (czyżby znów ta "przyczynowość"?). Były bitwy,
ucieczki no i oczywiście supercenne skarby:) Zawsze grałam rolę
księżniczki (hmm..) i zawsze miałam męża (no proszę, jakie to życie
przewrotne) chroniącego mnie przed zaborczym oprawcą. Jak nie było zabaw
to i lego się przydało, a nawet szafa rodziców ;> Bajki też były- a
i owszem, ale pełniły niechlubną rolę "dodatków". Co tu się dziwić-
mieliśmy lepsze pomysły na spędzanie czasu od samych twórców kreskówek:]
Nie przesiadywaliśmy całymi dniami w domu- co to to nie.
Czterościanowe zabawy były zarezerwowane wyłącznie dla Pani Zimy, a i
to nie zawsze. Za to wiosną to się dopiero działo;> Gonitwy,
podchody, "zdobyte", a wokoło tyle możliwości. Świeżo wybudowane
osiedle (stąd ciągle świeże "wykopaliska"); las, przed nim garaże no i
te kolosalne betonowe płyty przy drodze:] Całą sielankę dopełniał
budynek przedszkola i sąsiadujący z nim plac zabaw. Wierzcie mi:
mieszkanie w takim sąsiedztwie było naprawdę inspirujące. "Umiesz się
huśtać do rury? Umiesz?"- pewnie, że umiałam, bo kto nie potrafił, nie
znaczył więcej niż osiedlowy przeciętniak. Umiałam również co najmniej
na pięć sposobów skakać przez płot (patrz--> zadomowione sińce) i
znałam najciekawsze kryjówki:] W gonitwach nie byłam najlepsza, ale za
to jako jedna z pierwszych wyposażyłam się w chomika:D Stadionowe mecze
u boku ojca były jedynie skromnym uzupełnieniem tak barwnego
dzieciństwa.
Koleżanki. Nie posiadałam, bo najzwyczajniej w
świecie ich nie potrzebowałam (określenie "nie lubiłam" też by
pasowało). Nie kręciła mnie barbie, odpustowa torebka, czy dzwoniąca
bransoletka. Te dziewczęce chichoczące minki, wyważone komentarze i
niewinne ploteczki o "nowych psiapsiółach".. eeeee- na samą myśl mnie
mdliło:/ 100% mojego towarzystwa stanowili chłopcy i przyznam szczerze,
że to był chyba jeden z moich pierwszych życiowych wyborów:]
I
tym sposobem dotarłam w końcu do tytułowego drzewa. Otóż nie było w
owym czasie w okolicy drzewa, na które nie potrafiłabym wleźć. A na
wspomnianym wyżej placu zabaw było jedno wyjątkowe- bo moje ulubione:)
Dzikie huśtanie na długich gałęziach wielkiej wierzby fajne było, ale
fajniejsza była zabawa w dom. Mój pokój znajdował się zawsze najwyżej i
tylko najwprawniejsi we wspinaczce mieli do niego wstęp. Tam było
naprawdę wygodnie- tak bardzo, że dziś za tym zatęskniłam. Kochane
słońce wreszcie zaczęło zwiastować przyjście wiosny, więc i na bliskość
z naturą mi się zebrało. Usiadłabym sobie na "swym" drzewie i z
zamkniętymi oczyma przytuliłabym się do słońca..i tak lekko by mi się
oddychało, tak przyjemnie.. bez przymusów, problemów i całej tej
dorosłości.. ach tak lekko..
Tęsknoty tęsknotami, jednak
najczęściej tylko marzeniami. Bezduszny woźny przedszkola wystrzygł
koronę i powyżynał gałęzie mej wierzby. Cóż miałam robić?- westchnęłam
ciężko i poszłam dalej. I nieważne, że w końcu uległam stanikowemu
przymusowi, zaopatrzyłam się w stringi i zachorowałam na szpilki, bo
wciąż się przyłapuję na tym, że tęsknię za tym drzewem.
Ps. A
barbie mimo wszystko w końcu otrzymałam. Miała na imię Miriam, była
ruda, plastikowa i nie umiała zginać nóg (wstrętne radzieckie podróby)
:/ Jak kupili mi w Niemczech "prawdziwą", to dopiero było wydarzenie:D
Szkoda, że tylko dla mnie, bo koleżanki już dawno miały nie tylko
barbie, ale i kena:/
CYTAT NA DZIŚ:
LUDZIE
ZAWSZE MYŚLĄ NA ODWRÓT: SPIESZY IM SIĘ DO DOROSŁOŚCI, A POTEM
WZDYCHAJĄ ZA UTRACONYM DZIECIŃSTWEM. TRACĄ ZDROWIE, BY ZDOBYĆ
PIENIĄDZE, POTEM TRACĄ PIENIĄDZE, BY ODZYSKAĆ ZDROWIE. Z TROSKĄ MYŚLĄ O
PRZYSZŁOŚCI, ZAPOMINAJĄC O CHWILI OBECNEJ I W TEN SPOSÓB NIE
PRZEŻYWAJĄ ANI TERAŹNIEJSZOŚCI ANI PRZYSZŁOŚCI. ŻYJĄ JAKBY NIGDY NIE
MIELI UMRZEĆ, A UMIERAJĄ JAKBY NIGDY NIE ŻYLI- paulo coelho "być jak
płynąca rzeka"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz