czwartek, 19 lutego 2009

2. nie krytykujcie walentynek

     Minęły walentynki. Dla jednych to ciepłe wspomnienie z towarzyszącym mu romantycznym westchnieniem, a dla drugich wielka ulga i jednocześnie święty spokój.
     Wariant numer jeden: "Ach, co to był za przepiękny wieczór. Mój Misio Pysio (najwspanialszy na świecie) obdarował mnie bajecznym bukietem i zaprosił do kina. Obejrzeliśmy super- romantyczny film i razem z Misiem Pysiem (najwspanialszym na świecie) wybraliśmy się na krótki spacer. Wróciliśmy potem do mnie, by móc, otulając się wzajemnym ciepłem, zasnąć u swego boku. To były najcudowniejsze walentynki w moim życiu. A wszystko dzięki Misiowi Pysiowi (najwspanialszemu na świecie)."
     Wariant numer dwa: "Kolejny zjeb... dzień. Nawet cholerny tydzień. Wszędzie kwiatuszki, serduszka, cały świat obsrany na czerwono. Czerwone wystawy, czerwone szminki i mój czerwony mózg na ścianie. I te zauroczone sobą gęby- są najgorsze. Trzymają się za rączki, wpatrują iskierkowym wzrokiem i z komercyjnym współczuciem pytają: "A Ty znowu taka sama w walentynki? Biedactwo... ale nie martw się- na pewno ktoś Cię kiedyś zechce." Jestem niezależną singielką z wyboru (!!!!!), więc wasz wzrok i litość mam w dupie!!! Spędzę ten wieczór sama i na pewno będzie sto razy lepszy niż milion waszych!!! Niech żyją ANTYWALENTYNKI! "
     I tak oto wygląda klasyczny przykład "szufladkowania". Bo przecież kto powiedział, że tego dnia możemy być wyłącznie "przecudownie" zakochani lub singlowo skwaszeni?
     Ja sobotni wieczór spędziłam tak, że najprawdopodobniej nie będę go pamiętać. I to jest właśnie mój ideał wspólnego "walentynkowania". Parę dni wcześniej Luby dostał zakaz kupowania z tej okazji czegokolwiek. To żadne rodzinne święto, czy indywidualne, więc, walcząc z wirem komercji, postawiłam taki właśnie warunek. Czerwone wino, czerwone paznokcie i czerwone stringi to maksymalnie dopuszczalna wersja walentynek w moim wydaniu:) Luby poczęstował mnie trunkiem, a ja, by było zabawnie i niebanalnie, zaprosiłam do towarzystwa naszych dwóch znajomych- singli. Po paru głębszych cała czwórka zgodnie wyznawała sobie miłość i w takim oto porywie namiętności postanowiliśmy się wybrać do klubu. W klubie, jak to w klubie: trochę tu, trochę tam i grzecznie, o przyzwoitej porze, ruszyliśmy gęsiego do domu.
     Można? Można! Zero zniesmaczenia, przesłodzenia i co tam jeszcze dodacie. I niech nikt nie waży się mówić, że piszę tak, bo nie jestem sama. W tym roku byłam z Lubym, ale poprzednie trzy spędziłam zdana wyłącznie na siebie, więc, wbrew pozorom, singlowanie to mój chleb powszedni. To jak spędzacie ten dzień zależy tylko i wyłącznie od was, więc proszę- nie krytykujcie walentynek. Nie mówcie, że to głupota kochać się raz w roku, gdy w pozostałe dni potrafimy się zachowywać jak obcy ludzie. Bo czy jesteście pewni, że to dotyczy każdej pary? Czy w ten sposób chcecie szufladkować wszystkie przejawy miłości? Wierzę, że nie, bo wystarczy jeden prosty przykład... jeśli wyszliście w sobotę na zakupy, jeśli odwiedziliście sklep z biżuterią i jeśli się natknęliście, podobnie jak ja, na tłumy mężczyzn wybierających prezent dla swej ukochanej... na ich przejęte i zestresowane ceną twarze i na ten przepiękny uśmiech kryjący wyobrażenie wdzięczności swej partnerki za podarunek, jeśli to wszystko zauważyliście i doceniliście- z pewnością poprzecie moje zdanie. Walentynki nie są złe, więc naprawdę nie widzę powodu, by je takimi nazywać.

CYTAT NA DZIŚ:
NAJWAŻNIEJSZYM PRZYWILEJEM NASZEGO ŻYCIA JEST WYŁĄCZNOŚĆ W JEGO KSZTAŁTOWANIU

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz