Nie
umiem pisać wstępów. Właściwą część pracy maturalnej, zwanej
rozwinięciem, pisałam dwie godziny. Zakończenie- pod wpływem
nawiedzającego mnie od czasu do czasu natchnienia- powstało w
dwadzieścia minut. Nad wstępem dyszałam półtorej godziny:/ Pokreślone,
chwiejne literki (nie nie, ręka mi nie drżała ze strachu tylko z głodu),
ale w ostateczności udało mi się wreszcie coś spłodzić. Tak- należy
się poprawka: nie lubię pisać wstępów.
Dzięki Bogu chyba się samo zrobiło.
Pytanie: skąd pomysł na pisanie bloga byłoby wyjątkowo banalne. Na
samym onecie jest ponad półtora miliona piszących (lub starających się
pisać), więc nie jest absurdalnym fakt, że niektórzy nie mają ku temu
znaczących powodów. Ja i należę do takich osób i wręcz przeciwnie. Piszę
bloga z powodu własnej, niepohamowanej i niezaspokojonej potrzeby. A
to powód w sumie żaden. A przynajmniej żaden konkretny. Permanentna
potrzeba monologowania w przestrzeń w końcu przeważyła. Schowana w
małym pokoiku, w niewielkim miasteczku, mówiąca od teraz nie tylko do
siebie, ale i do całego świata- ciekawe i kuszące przeżycie. Współczesna
forma samotności inaczej.
"To jest już koniec, nie ma już nic".. Na szczęście (?) to tylko
koniec postu- nie bloga. Na początek w zupełności wystarczy. Uwaga,
teraz będzie autoreklama:
Energiczna i sentymentalna, marudna i konkretna, inteligentna i
banalna. Omiń mnie niepostrzeżenie lub, jeśli zechcesz, zostań i targnij
od czasu do czasu za mój blond warkocz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz